środa, 23 marca 2022

Recenzja Ad Finem Omnia „No Peace – No Dawn”

 

Ad Finem Omnia

„No Peace – No Dawn”

Purity Through Fire 2022


Jakiś czas temu przez moje uszy przewinęło się dość dużo chilijskiej muzyki. Były to kapele, które zajmowały się surową, mizantropijną i na wskroś przesiąkniętą złem sztuką. Gdy w mojej skrzynce pocztowej wylądował materiał Ad Finem Omnia, to na samą myśl o tym, że ponownie będę mógł obcować z Borutą, zacierałem rączki. Jednakże „No Peace – No Dawn” zaskoczyło mnie kompletnie. Tych dwóch panów, którzy na scenie południowoamerykańskiej działają od wielu lat, zaserwowało mi danie dość mdłe. Dźwięki jakie zawarte są na tym długogrającym krążku, określiłbym jako melodyjny i atmosferyczny black metal. Ogólnie rzecz biorąc w tym gatunku nie ma nic złego gdy zagrany jest w odpowiedni sposób. Mam tu na myśli odpowiednie brzmienie, oziębłość, przeszywający smutek, a także nienawiść do wszystkiego co żyje. Tycho kreśleń można użyć opisując każdy rodzaj czarnego grania, bo między innymi, tym powinno się charakteryzować. W przypadku Ad Finem Omnia niestety tak nie jest. Ich album to trzy kwadranse całkiem szybkiego riffowania, układającego się w przepiękne, że aż rzygać się chce, melodyjki. Nawet towarzyszący wszystkiemu warkot wokalisty, próbuje od czasu do czasu, harmonijnie zacharczeć. Co prawda muzykom pomysłów nie brakuje. Utwory są całkiem zróżnicowane. Zawierają liczne zmiany tempa, riffy gładko się tasują, niekiedy pojawi się ładne tremolo, wyraźny bas lekko dociąża całość. Każdy z osobna byłby nawet do przełknięcia, ale zlepek wszystkich dziewięciu tworzy nudny, sztampowy i ograny do granic metal. Poza brakiem większości przymiotów właściwych dla tej kategorii twórczości, nie jest tu również ani oryginalnie, ani odkrywczo, a próba totalnej odtwórczości gry skandynawskich przedstawicieli omawianego stylu, wręcz poraża. Na domiar złego produkcja ma laboratoryjną specyfikę, co dodatkowo dyskredytuje materiał. Odnoszę wrażenie, iż „No Peace – No Dawn” powstał po prostu, z myślą o dobrej sprzedaży ponieważ sezonowym fanom i fankom, powinien się spodobać. Nie jest brutalnie, chropowato, paskudnie i diabolicznie. Za to jest fajnie więc wejdzie im bez popitki. Jeśli ktoś nie wymyśli w najbliższym czasie jakiejś odpowiedniejszej nazwy dla tego typu muzykowania, to chyba zapaści dostanę.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz