wtorek, 1 marca 2022

Recenzja Persecutory „Summoning the Lawless Legions”

 

Persecutory

„Summoning the Lawless Legions”

Godz ov War 2022

Aż pięć lat kazali sobie czekać Turcy na następcę bardzo obiecującego debiutu. Nie wiem jak wy, ale mi już się zaczynało dłużyć, choć doskonale wiem, że lepiej aby coś odpowiednio dojrzało  niż wystrzelić kapiszonem. A „Summoning the Lawless Legions” faktycznie dojrzewał i co do tego, że stanowi kolejny spory krok w rozwoju zespołu nie mam nawet cienia wątpliwości. Przede wszystkim poprawione zostało brzmienie, któremu na „Towards the Ultimate Extinction” nic co prawda nie brakowało, lecz tutaj jest jeszcze bardziej wyraziste i potężne. Zwłaszcza partie gitar brzmią naprawdę drapieżnie i szorstko. Persecutory popracowali także nad strukturą samych kompozycji, które tym razem są zdecydowanie dłuższe i oscylują w granicach siedmiu, ośmiu minut. Zostały jednak obdarzone taką rozmaitością ciekawych akordów, głównie mających swoje pochodzenie na północ od Bałtyku, choć chwilami wyczuwam w nich też lekki posmak klasyki śródziemnomorskiej, że trzymają słuchacza w napięciu przez bite trzydzieści osiem minut.  Panowie prezentują nam szeroki przekrój gatunku black metal, łącząc idealnie starą szkołę z odrobiną posmaku młodszej generacji, więc poza ostrym riffowaniem trafi się czasem jakiś lekki dysonans czy motoryczny fragment, których to zresztą na płycie znajdziecie całkiem sporo, bowiem każdy z utworów  posiada jakiś zapamiętywany fragment, przy którym aż się chce pomachać pięścią. Z drugiej strony bezlitosne kanonady równoważone są elementami bardziej nastrojowymi i nieco melancholijnymi solówkami, jakby z innej bajki, które tak po prawdzie bardziej chyba pasowałyby mi do depresyjnego black metalu, lecz tutaj również doskonale się wkomponowują w całość. Zresztą słuchając tego albumu szybko doszedłem do wniosku, iż ilość kolorów na okładce w sposób znaczący odzwierciedla zawartość muzyczną „Summoning the Lawless Legions”, zwłaszcza pod względem różnorodnych i niezauważalnych na pierwszy rzut ucha detali. Jeżeli miałbym do czegoś przyrównać drugi album Turków, to chyba najbardziej na myśl przyszedłby mi Marduk z okresu „Nightning”, może Tsjuder czy Urgehal, ale to takie luźne skojarzenia, gdyż Persecutory nikogo na siłę nie starają się naśladować. No ale chwalę i chwalę, to i wspomnę, co mi się nie podoba. A nie podoba się brzmienie stopy, przypominające tupanie płetwą w kafle. Chwilami jest to nieco irytujące, choć w końcowym rozrachunku i tak nie psuje jakoś specjalnie ogólnego wrażenia. Płytę kończy „The Blazing Spheres”, chyba najlepszy numer na liście, z mocną wgryzającą się harmonią, będący idealnym podsumowaniem całości i silnym bodźcem do spędzenia kolejnych sesji z dwójką Persecutory. Bo takich płyt słucha się na jednym wdechu.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz