czwartek, 31 marca 2022

Recenzja Hersker „Befængt”

 

Hersker

„Befængt” E.P.

Caligari Records 2022

Wywodzący się z duńskich nizin Hersker, powstał w 2015 roku. Po nagraniu dwóch singli i demówki, w roku obecnym, za sprawą Caligari Records, wydaje na świat swoją debiutancką epkę. Co prawda jak na razie tylko na kasecie, ale dobre i to, bo posłuchać tego materiału naprawdę warto, a i niejednego odbiorcę kopnie on w twarz. Zawartość tej czteroutworowej płytki jest poczernionym do granic możliwości punkiem. Chciało by się powiedzieć, że to black/punk, ale byłoby to nieco krzywdzące dla tego duetu z Kopenhagi. Konstrukcja jak i charakter poszczególnych numerów może nasuwać skojarzenia, z niektórymi kapelami, parającymi się podobną muzą. Można by tu wymienić takie bandy jak Sorts, Kvelertak czy nasz krajowy Owls Woods Graves. W muzyce przytoczonych formacji punk odgrywa wyraźną rolę. Co prawda w mniejszym lub większym natężeniu, ale jednak nie da się temu zaprzeczyć. Jednakże black metal w ich twórczości jest podstawowym zamysłem, no może oprócz Norwegów. Przypadek Hersker jest trochę inny. Kiedy u innych dźwięki płyną w swobodny, lekki oraz niezobowiązujący sposób, to na „Befængt” sprawa wygląda zgoła odmiennie. Nie chciałbym tutaj pomniejszać w żaden sposób dokonań wyżej wymienionych zespołów ponieważ ich świetność jest nie do podważenia. O co więc chodzi? Kompozycje Duńczyków są dużo agresywniejsze. Brzmienie do bólu ziarniste. Jednostajne riffy całkiem szybko pędzą przed siebie w towarzystwie niskiego basu i punkowego umpaumpa. Niekiedy wściekle przyśpieszają przy akompaniamencie nieubłaganych blastów. Wszystkiemu towarzyszy zajadły i niecierpiący ludzkości wokal. Klimat jaki za pomocą instrumentów tworzą muzycy jest skrajnie sataniczny, nihilistyczny i śmierdzący wojną. Waga gatunku jest wyraźnie słyszalna a podejście do tematu graniczy z fanatyzmem religijnym. Punkowy kręgosłup, na którym opierają się utwory, nadaje całości dodatkowego brudu i zapewne będzie odstręczać przypadkowego odbiorcę. Ten krótki, bo tylko niespełna czternastominutowy „krążek”, nie nadaje się do słuchania w samochodzie czy przy piwie, bo pomimo szybkiego tempa i niekiedy odczuwalnej skoczności, niesie ze sobą niewyobrażalne zło, którego nie czcić się nie da. Kolejna diaboliczna propozycja dla fanów black metalu w jedynie słusznej formie. Mam tylko obawy, że tego typu black / punk zadaje mały kłam założeniom poprzedników i miażdży ich okrutnie, a może nie. I kto by pomyślał, że coś takiego kryje się za różową okładką. Zajebisty materiał.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz