„Process of Extinction”
Inverse Records 2021
Po
pięciu latach ciszy o swym istnieniu przypomina niemiecki kwartet Bloodbeat i
robi to trzeba przyznać niezwykle skutecznie i dosadnie. Druga ich, pełna
płyta, zatytułowana „Process of Extinction”, która dzięki Inverse Records w
połowie zeszłego roku ujrzała światło dzienne to bowiem nieco ponad 37 minut
konkretnego, rasowego, pełnymi garściami czerpiącego z przebogatej spuścizny
lat 90-tych Death/Thrash Metalu, który nie pytając o pozwolenie spuszcza
słuchaczowi nielichy wpierdol. Oparte na twardej, mocarnej, gniotącej okrutnie
podstawie rytmicznej, czyli niszczących, ciężkich, soczystych bębnach i
gruchoczących kości, wyrazistych liniach chropowatego, dźwięcznego basu
kompozycje wypełnione są po brzegi same tłustymi, soczystymi, kaleczącymi
boleśnie, poniewierającymi solidnie riffami, ciętymi, żłobiącymi głębokie,
krwawiące obficie rany solówkami oraz agresywnymi, jadowitymi, gniewnymi
wokalizami. Wykurw ma ten albumik naprawdę bardzo wymowny, choć nie obcujemy tu
bez przerwy z jazdą na pełnej piździe. Nie brakuje jej tu oczywiście, ale
persony tworzące ten zespół, to zaprawieni już w boju muzycy, więc potrafią
także solidnie zakręcić, zagrać bardziej złożone partie, wykorzystując chwilami
nietypowe metrum, czy przyciąć wyśmienitym, precyzyjnym, technicznym riffem bez
żadnego uszczerbku na ogólnej brutalności i bezkompromisowości tego albumu.
Słychać poza tym, że mimo głębokiego umocowania w klasyce gatunku Bloodbeat ma
pomysł na swoją muzykę, więc absolutnie nie jest to jeno kopiowanie wielkich
mistrzów sprzed trzech dekad. Można tu oczywiście usłyszeć pewne odniesienia do
twórczości Morgoth, Obituary, Pestilence, Death i Sepultura, czy też Slayer, Overkill,
Violence, Forbidden i Kreator z czasów „Coma of Souls”, ale wszystko to na
zasadzie inspiracji i oddania hołdu, a nie bezczelnej zrzynki. „Proces
Wymierania” to album, na którym w doskonały wręcz sposób połączono kipiący
agresją, intensywny Thrash Metal i miażdżące właściwości klasycznego w wyrazie
Metalu Śmierci, więc kopie ten materiał przeraźliwie, co specjalnie dziwić nie
powinno. Płytka ta ma jednak skłonność do łączenia się w jedną całość, co dla
jednych będzie jej zaletą, a dla innych wadą. Nie chodzi tu jednak o to, że
poszczególne wałki są do siebie bliźniaczo podobne i mało zróżnicowane. Ten
krążek to po prostu jeden zwarty, zagęszczony, frontalny, bezkompromisowy
Death/Thrash Metalowy atak, który miażdży brutalnie i bez srania po krzakach, a
poza tym, gdyby nawet się do tego przyczepić, to jedną wadę ten materiał chyba
może mieć?Jeżeli chodzi o brzmienie, to mucha nie siada, jest bezwzględne,
mięsiste i pełne, a zarazem selektywne i przestrzenne, aczkolwiek osobiście
uważam, że sekcji przydałoby się mimo wszystko trochę więcej ciężaru i masakrujących
dołów. To moje końcowe widzimisię nie zmienia jednak faktu, że drugi krążek
Bloodbeat, to płyta bardzo dobra, która wszystkim fanom klasycznie
przyrządzonej, Death/Thrash Metalowej mielonki będzie wyśmienicie smakować,
zwłaszcza gdy zapiją ją zimną gorzałką.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz