wtorek, 15 marca 2022

Recenzja BLOODBEAT „Process of Extinction”

 

BLOODBEAT

„Process of Extinction”

Inverse Records 2021

Po pięciu latach ciszy o swym istnieniu przypomina niemiecki kwartet Bloodbeat i robi to trzeba przyznać niezwykle skutecznie i dosadnie. Druga ich, pełna płyta, zatytułowana „Process of Extinction”, która dzięki Inverse Records w połowie zeszłego roku ujrzała światło dzienne to bowiem nieco ponad 37 minut konkretnego, rasowego, pełnymi garściami czerpiącego z przebogatej spuścizny lat 90-tych Death/Thrash Metalu, który nie pytając o pozwolenie spuszcza słuchaczowi nielichy wpierdol. Oparte na twardej, mocarnej, gniotącej okrutnie podstawie rytmicznej, czyli niszczących, ciężkich, soczystych bębnach i gruchoczących kości, wyrazistych liniach chropowatego, dźwięcznego basu kompozycje wypełnione są po brzegi same tłustymi, soczystymi, kaleczącymi boleśnie, poniewierającymi solidnie riffami, ciętymi, żłobiącymi głębokie, krwawiące obficie rany solówkami oraz agresywnymi, jadowitymi, gniewnymi wokalizami. Wykurw ma ten albumik naprawdę bardzo wymowny, choć nie obcujemy tu bez przerwy z jazdą na pełnej piździe. Nie brakuje jej tu oczywiście, ale persony tworzące ten zespół, to zaprawieni już w boju muzycy, więc potrafią także solidnie zakręcić, zagrać bardziej złożone partie, wykorzystując chwilami nietypowe metrum, czy przyciąć wyśmienitym, precyzyjnym, technicznym riffem bez żadnego uszczerbku na ogólnej brutalności i bezkompromisowości tego albumu. Słychać poza tym, że mimo głębokiego umocowania w klasyce gatunku Bloodbeat ma pomysł na swoją muzykę, więc absolutnie nie jest to jeno kopiowanie wielkich mistrzów sprzed trzech dekad. Można tu oczywiście usłyszeć pewne odniesienia do twórczości Morgoth, Obituary, Pestilence, Death i Sepultura, czy też Slayer, Overkill, Violence, Forbidden i Kreator z czasów „Coma of Souls”, ale wszystko to na zasadzie inspiracji i oddania hołdu, a nie bezczelnej zrzynki. „Proces Wymierania” to album, na którym w doskonały wręcz sposób połączono kipiący agresją, intensywny Thrash Metal i miażdżące właściwości klasycznego w wyrazie Metalu Śmierci, więc kopie ten materiał przeraźliwie, co specjalnie dziwić nie powinno. Płytka ta ma jednak skłonność do łączenia się w jedną całość, co dla jednych będzie jej zaletą, a dla innych wadą. Nie chodzi tu jednak o to, że poszczególne wałki są do siebie bliźniaczo podobne i mało zróżnicowane. Ten krążek to po prostu jeden zwarty, zagęszczony, frontalny, bezkompromisowy Death/Thrash Metalowy atak, który miażdży brutalnie i bez srania po krzakach, a poza tym, gdyby nawet się do tego przyczepić, to jedną wadę ten materiał chyba może mieć?Jeżeli chodzi o brzmienie, to mucha nie siada, jest bezwzględne, mięsiste i pełne, a zarazem selektywne i przestrzenne, aczkolwiek osobiście uważam, że sekcji przydałoby się mimo wszystko trochę więcej ciężaru i masakrujących dołów. To moje końcowe widzimisię nie zmienia jednak faktu, że drugi krążek Bloodbeat, to płyta bardzo dobra, która wszystkim fanom klasycznie przyrządzonej, Death/Thrash Metalowej mielonki będzie wyśmienicie smakować, zwłaszcza gdy zapiją ją zimną gorzałką.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz