Void Wraith
„II”
American Decline Records 2022
Kolejny
dość enigmatyczny zespół ze Stanów Zjednoczonych. Żadnych bliższych informacji
o nim nie znalazłem, chociaż istnieją już od 2013 roku. Poza tym, że jest to
kwintet, pochodzący z bardzo specyficznego miasta na amerykańskim kontynencie,
a mianowicie z Seattle. „II” to trzecia epka w ich dorobku. Niezbyt często
chłopaki wchodzą do studia, bo od 2014 roku do 2019. powstały tylko dwie. Jest
progres, przyśpieszyli. To co zawiera najnowsza z nich to czyściuteńki black
metal. Specjalnie nie ma o czym pisać. Ot całkiem masywne lecz ostre brzmienie
gitar, lekko słyszalny basik oraz wyraźne i trochę płaskie beczki. Przeważają
szybkie tempa choć zdarzają się też zwolnienia. Z reguły ten typ metalu
zupełnie nie wychodzi obywatelom USA, może to i dobrze, bo za nimi nie
przepadam. Tym razem jest inaczej. To co kreują chłopaki ze stanu Waszyngton
jest rzeczą mocną. Już od samego początku atakują uszy agresywne riffy. Spoza
mięsistych, jak na black gitar, wyłaniają się gwałtowne tremolo, jeszcze
bardziej zaostrzając całość. Momentami przypominają trochę te „ścinki gitarowe”
znane z „Blizzard Beasts”. Ogólnie rzecz biorąc, Void Wraith garściami czerpią
z ówczesnej norweskiej sceny. Jednakże nie jest to bezmyślne kopiowanie. W
oparciu o wypróbowane wzorce, muzycy tworzą swoją własną wizję kultu, jakim
niewątpliwie stał się dawno temu black metal. Nie brak tutaj zajadłości. W
dźwiękach słychać brutalną konsekwencję. Zamiary są oczywiste. Mroczna
atmosfera wręcz przytłacza. Wzmacnia ją charakterystyczny głos wokalisty. Ni to
szept, ni to niski charkot jakby z trudem przebija się przez jazgot
instrumentów. Mam wrażenie, że to przemyślany manewr gdyż wten sposób wokal
staje się kolejnym instrumentem, wzbogacającym dzieło. Słowa wydobywające się z
gardła, płyną beznamiętnie. Brzmią bardzo obojętnie i okrutnie. Podsumowując
najświeższa produkcja Amerykanów, to kawał solidnej muzy. Nietuzinkowy black
metal wyrosły z odpowiedniego rdzenia, aczkolwiek posiadający własny
temperament. Może to unikatowy urok miasta, z którego się wywodzi, a może to
nie Jankesi tylko jacyś emigranci z Europy? Nieważne. Nigdy w życiu bym nie pomyślał,
że kiedyś pochwalę black metal ze Stanów. Tym razem muszę i zarazem chcę.
Kurwa, nie wierzę, że to piszę. Szatanku wybacz!
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz