Suppression
„The
Sorrow Of Soul Through Flesh”
Unspeakable Axe Records / Dark Descent Records 2022
Chile. I tyle w temacie można by napisać. Ostatnimi laty niemalże
każdy docierający do nas metalowy wypust z tego kraju jest co najmniej bardzo
dobry. Nie inaczej jest z debiutanckim krążkiem Suppression, zatytułowanym „The
Sorrow Of Soul Through Flesh”, który pod koniec kwietnia ujrzy światło dzienne
za sprawą Unspeakable Axe Records (CD i taśma) i Dark Descent Records (winyl).
Powiem więcej – premierowy długograj od tych czterech panów to prawdziwa uczta
dla każdego miłośnika staroszkolnego metalu śmierci, a niżej tu podpisany po
prostu pieje z zachwytu nad tym wydawnictwem. Bo jak tu się nie zachwycać gdy
ekipa z Santiago czerpie garściami z twórczości Death i Pestilence z okresu,
gdy oba zespołu grały jeszcze stuprocentowy death metal, ale już odważnie
zapędzali się w bardziej zakombinowane rewiry. Mamy tu więc całą masę naprawdę
zajebistych, mięsistych riffów, nienachalne, atakujące gdzieś z drugiego planu
solówki, wszechobecnie szalejący bas i rasowy, vandrunenowy growl. Przez całą
długość płyty dominuje szybkie tempo, ale muzycy raz po raz częstują słuchacza
jakimś drobnym zwolnieniem na chwilę oddechu. Słychać w tym graniu
południowoamerykańską zaciekłość, która dodaje temu, bądź co bądź niespecjalnie
oryginalnemu muzycznie materiałowi charakteru i sznytu, który wyróżnia go na
tle szeregu podobnie grających zespołów. Nie sposób też nie wspomnieć o
thrashowym sznycie przywodzącym na myśl dokonania Solstice czy wczesne
Malevolent Creation, które zdecydowanie dodaje całości lekkości i zwiewności
wykonawczej. Możnaby się czepiać, czy muzyka proponowana przez Suppression nie
cierpi na pewną dozę jednorodności (to chyba w ogóle przypadłość chilijskiej
sceny) i czy wszystkie kawałki z „The Sorrow Of Soul Through Flesh” nie zlewają
się zbyt przesadnie w deathmetalowy monolit, ale przy takiej jakości tej muzyki
zupełnie jest mi to obojętnie. Suppression jest jak gatunkowa nawałnica w
starym dobrym stylu – z dobrym brzmieniem, dobrą dynamiką i tempem, a całości
słucha się jednym tchem. Nie ma tu przekraczania granic, szukania czegoś
nowatorskiego, po prostu jazda na sprawdzonych wzorcach w brawurowym wykonaniu.
I mi to w zupełności wystarcza, żebym chciał do tego krążka wracać. Nic dodać
nic ująć i tylko czas pokaże, czy debiut chilijskiej ekipy będzie płytą, do
której będzie się chciało wracać po latach.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz