Old
Skull
„The
Cult”
Putrid
Cult 2022
Niecałe dwa lata temu pisałem w tym miejscu na temat
debiutanckiej EP-ki Old Skull, konkludując, iż chętnie usłyszałbym więcej od
tej załogi. Moje bezbożne życzenia zostały wysłuchane, gdyż trzymam właśnie w
dłoni duży debiutancki album zespołu o jakże wymownym tytule. I kiedy słucham
go po raz kolejny, do głowy przychodzi
mi właściwie jedna myśl. Że na dobrą sprawę mógłbym przepisać toczka w toczkę to samo, co pisałem już wcześniej o „Death Rattle”. Czy to znaczy, że zespół
się nie rozwija, nie wdraża w życie nowych rozwiązań? Tak, dokładnie. Z tym, że
mi to kompletnie nie przeszkadza, a jest jedynie dowodem czystej konsekwencji.
To co wypełnia „The Cult” po same brzegi to hołd oddany mistrzom grania śmierć
metalowego, zwłaszcza tym mającym swój
rodowód po drugiej stronie naszego morza. Trzydzieści siedem minut, dziesięć
kompozycji, sto procent death metalu, tak ująć można to wydawnictwo
statystycznie. Duet z Wielkopolski
traktuje nas prostym, chwilami nawet, nie bójmy się tego słowa,
prymitywnym i grubo ciosanym odłamem gatunku. Ich utwory nie grzeszą ani
przesadną techniką ani absolutnie żadnym nowatorstwem. Wszystko co tu
znajdziecie zapewne słyszeliście już wcześniej setki razy, choćby na wczesnych
płytach Entombed, Grave czy też, wskazując palcem inne miejsca na mapie, Bolt
Thrower, Asphyx czy Cianide. Gitary mielą w zdecydowanej większości
niespiesznie, raczej z naciskiem na bezpośredni ciężar i groove niż na
chwytliwą melodię, choć i fragmenty dające się zanucić także się tutaj znajdą,
ale występują raczej w formie przyprawy niż jednego ze składników
głównych. Wokalista wyrzyguje swoje
racje klasycznym, grobowym growlem, w jednym z numerów nawet po polsku, a
sekcja rytmiczna unosi w powietrze spore ilości zalegającego na niej brudu.
Znaczy to nie mniej, nie więcej, niż to, iż brzmienie „The Cult” jest bardzo
analogiczne do klasyki gatunku z wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Old Skull
to deathmetalowy, nieogolony i z lekka zajeżdżający uryną żul z butelką piwa w
łapie i petem w ryju. A jak zapytacie go, dlaczego od trzydziestu lat łazi w
tych samych ujebanych glanach i wypłowiałej katanie, to każe wam spierdalać w
podskokach. Dokładnie taka jest to muzyka, grana prosto z serca, niemodna i
przeznaczona chyba głównie dla starych dziadów, którzy na wspomnianych
wcześniej zespołach zdobywali pierwsze, no góra drugie, metalowe szlify. Gwarantuję im, że słuchając
debiutu Old Skull ponownie poczują te emocje, towarzyszące im w czasach kiedy
Sztokholm i Floryda stanowiły nieocenioną wylęgarnię talentów. Mi w to graj.
Jeszcze, jeszcze!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz