Wömit Angel
„Sadopunk Finland”
Godz ov War 2022
Sadopunk Finland! Musicie przyznać, że czasem
wystarczy spojrzeć na tytuł płyty, by zorientować się, że zaraz będzie
wpierdol. No bo, kurwa, jak jest Sadopunk i jeszcze Finland to wiadomo, że nie
będzie przytulania, tylko zęby się posypią a nosem pójdzie jucha. A jeśli nawet
jakimś cudem te dwa słowa was nie przekonują, to zerknijcie sobie na fotkę
zespołu. Od razu widać, że pojeby. Wömit Angel to zespół powstały ponad
dziesięć lat temu, natomiast omawiany krążek to już piąta duża płyta w ich
dorobku. Nie słyszałem poprzednich, ale domyślam się, iż stylistycznie nie leża
one wszystkie zbyt daleko od siebie. A styl ten doskonale definiowany jest
przez wspomniany powyżej tytuł. Pomyślcie „Impaled Nazarene” i będziecie na
dobrej ścieżce. Trio z Tampere należy do tych jegomości, co to nie pierdolą się
w tańcu, tylko nakurwiają pijacki, podkręcony black punk idealnie nadający się
na wszelkiego rodzaju popijane imprezy oraz tło do spontanicznej destrukcji
najbliższego otoczenia. Już otwierający krążek „Timöw Legna Eht Fo Tluc –
Retributator” to zniszczenie w najczystszej postaci. Rozpędzone blasty, szyjące
równie szybko gitary i opętane darcie
mordy, a wszystko to podkoloryzowane rock’and’rollowym riffem przy którym kufla
z piwem w dłoni spokojnie nie utrzymasz. Dziewięć kawałków składających się na
„Sadopunk Finland” to prawdziwa dzicz, dźwiękowa rozpierducha. Tyle że w
swoistym amoku Finowie nie zapominają także o dobrej melodii czy chwytliwych
akordach, dzięki czemu nie ma minuty, by łeb nie zaczynał wyrywać się z karku
niczym złapana za ogon ryba a nogi samowolnie nie niosły nas na parkiet. W
zdecydowanej większości Wömit Angel gnają przed siebie podkręcając ostre
riffowanie szybkimi solówkami a wokalista wypluwa z siebie kolejne wersety w
sposób bardzo mocno kojarzący się z Miką Luttinenem, nie tylko podobny barwą
ale i sposobem artykulacji. Jedyną odskocznią, albo chwilą na głębsze pociągnięcie
z butelki, jest nieco spokojniejszy „Lured Into Red”, choć i ten numer ma w
sobie spory ładunek energii. Płyta trwa nieco ponad pół godziny, co jest według
mnie idealną dawką materiału wybuchowego o takiej sile rażenia. Oczywiście
oryginalności w tym niewiele, ale kogo to do chuja obchodzi? „Ugra Karma” także
to na pewno nie jest, ale gwarantuję, że jeśli granie w stylu Impaled Nazarane
sprawia wam frajdę, to spokojnie sięgajcie po „Sadopunk Finland”, bo ten album
da wam wiele dzikiej radości.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz