piątek, 1 kwietnia 2022

Recenzja SHUYET „Shuyet”

 

SHUYET

„Shuyet” (Ep)

Seance Records 2021

No i mamy następny, owiany lekką mgiełką tajemnicy zespół. Ptaszki na dachach ćwierkają, że Shuyet (po naszemu cień, choć w dokładniejszym tłumaczeniu „shuyet" jest jaźnią cienia, tym, co gasi słońce i tym, co istnieje na zawsze w ukrytych grobowcach zmarłych”), to ponoć Egipcjanie, którzy przenieśli się do Niemiec. Te skrzydlate bestie, co siedzą na drzewach i srają ludziom na głowy twierdzą nawet, że to projekt niemiecko-serbsko-egipski, a pewnie jeszcze inne informacje posiadają wszystkie nieloty, od kury domowej począwszy, a na tasmańskich strusiach Emu skończywszy. Co ciekawsze, gdy spojrzymy na skład tego trio, to każdy z tych jegomości dręczy jakiś instrument, natomiast w składzie zespołu oficjalnie nie ma gardłowego. Hmmm…ciekawe, przysiągłbym, że słyszałem tu wokale (i to chwilami całkiem niezłe), ale może to bąki z dupy, bądź odgłosy niestrawności tego, co chce zgasić światło (tzn. słońce)? Uff, ciężko czasami jest być fanem metalu. No ale nic, trza se przecież jakąś legendę zbudować, zwłaszcza jak granie idzie na razie raczej pod górkę, a przez pięć lat zarejestrowało się całe trzy utwory własnej twórczości. Nie wiem, być może większość czasu zajmują członkom zespołu modły do starożytnych bóstw i brak im go później na szlifowanie umiejętności muzycznych? Może nawet lepiej by było, aby poszli oni drogą modlitwy i zostali kapłanami, bo z tym, co zaprezentowali na zeszłorocznej Ep’ce, zbyt daleko wg mnie nie ujadą. Muzyka zawarta na „Shuyet” to bowiem Black Metal oscylujący gdzieś pomiędzy przeciętniactwem a rzetelnością. Jest tu trochę siarczystych wyziewów zbliżonych do pierwszych dni Dark Funeral, czy Triumphator, przeleci też jakaś zajawka kojarząca się z uboższą wersją Mayhem, odrobina bardziej melodyjnych, nastawionych na budowanie klimatu patentów, gdzie gitary mogą nieco błysnąć, też się znajdzie, ale całość ni chuja nie przekonuje (przynajmniej mnie), i nie pomogą tu pustynne wiatry, tajemnicze szepty z nicości, czy magiczne zaklęcia wyjęte żywcem z „Władcy Pierścieni”. Cieniutkie to, rozlazłe  i rzadziutkie jak sławna dawno temu zupa regeneracyjna ministra Kuronia. Może w przyszłości będzie lepiej? Póki co jednak nie i chyba jeszcze długo, długo nie.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz