Kurhan
"Wieża"
Kilka długich lat kazał czekać katowicki Kurhan na następcę "Głodu". Chyba ze sześć ... W końcu jednak głównodowodzący ekipą Krzychu złapał towarzystwo za ... twarze (bo za włosy to nie bardzo mógł ;D) i nagrali drugą płytę. Z tego co wiem to nagrali ją już w 2020, ale jak to zwykle bywa zawsze na coś trzeba było czekać i premiera przesunęła się na marzec roku bieżącego. Krążek składa się z 8 kawałków i wykrzyczany jest oczywiście w języku ojczystym ... znaczy polskim, nie śląskim ... Na pierwszy rzut ucha nic się w muzyce Kurhan nie zmieniło gdyż dalej jest to zasadniczo napierdol na wysokich obrotach. Szybkość odgrywa u nich pierwszoplanową rolę ... Jest jednak pewne "ale". W moim zupełnie subiektywnym odczuciu debiut, czyli wspomniany wcześniej "Głód", oparty był na szybkości blackowej. Natomiast na "Wieży" ta szybkość jak i cała muza generalnie ma charakter bardziej punkowy (ale nieco blackowy też). Przede wszystkim dzięki raczej prostym bębnom, które poza szybkostrzelnymi partiami jak serie z kałacha robią jeszcze skoczne umpa umpa ... To znaczy Namtar tak na nich robi ... Trochę schematyczne to granie bo kawałki przeważnie zaczynają się szybko by przejść do umpa umpa ... i potem znowu szybko. Złapanie różnic wymaga trochę osłuchania, ale generalnie uważam, że warto bo im więcej odsłuchów tym więcej smaczków się zauważa. Co dalej? Wokale wykrzyczane. Znaczy się przeraźliwe darcie przysłowiowego ryja (żaden tam growl), do tego tematyka tekstów (nie ma diabłów, gwałcenia czarownic ani palenia dziewic) co też według mnie przesuwa ich bardziej w stronę punkową tudzież corową ... przy zachowaniu metalowego charakteru ... Taki powiedzmy Motörhead na pełnej kurwie ... z letką domieszką Armii czy Dezertera (tak to słyszę). Zdecydowaną nowością w muzie Kurhan jest zastosowanie klawiszy czy tam elektroniki. Jest to jednak zabieg naprawdę dyskretny i absolutnie nie dominuje nad konkretnym gitarowym jebnięciem i basem warczącym jak rottweiler. Gdzieś tam sobie to to majaczy w tle niektórych kawałków jak "Szpik" czy "Zew" na ten przykład. Od reszty odstaje zamykający płytę "Ostatnie dni", który w sporym fragmencie jest wręcz transowy z tym bulgoczącym basem, ale ostatecznie i tak kończy się speedzie. Ot i cała płyta. Mi to pasuje a jak się chłopaki nie zgodzą z postawioną diagnozą i zgłoszą zdanie odrębne to najwyżej będę spierdalał przed nimi na koncertach ...
RBN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz