DEFACEMENT
„Defacement”
I, Voidhanger Records 2021
Drugi,
pełny album tego międzynarodowego ansamblu zamieszkującego obecnie w Holandii
to chora i brutalna produkcja. Słuchanie tej płyty jest jak podróż przez swe
najmocniej skrywane lęki. To rujnująca psychikę eksploracja najbardziej
mrocznych pokładów ludzkiej podświadomości, gdzie napotkać można jedynie mętną,
mentalną miazmę utkaną z goryczy rozczarowań, niewypowiedzianej pustki, apatii
i najgłębszych koszmarów egzystencjonalnego niepokoju. To jak strzał z obrzyna
prosto w twarz, a potem…napięcie narasta i wciąga Cię dysonansowy wir zbudowany
z niewysłowionej przemocy i wstrząsającej, ponurej, złowrogiej atmosfery. „Defacement” to krążek balansujący
na granicy horroru i introspekcji, to upakowany w przytłaczającą masę
bitumiczną, bezkompromisowy, 37-minutowy, Death/Black metalowy, smolisty monolit zbudowany
na bazie ciężkich (choć to chyba zbyt delikatnie powiedziane) bębnów,
ołowianych, lecz zarazem zaawansowanych technicznie, wijących się riffów,
potwornych, miażdżących atonalnych akordów i niskich, wokalnych wymiotów, które
chwilami brzmią, jakby gardłowy był podtapiany (ekscytujący bulgot doświadczany
z bolesną rozkoszą). Część podstawową uzupełniają zdrowo pojebane interludia,
które o dziwo nie są nudne, czy przewidywalne. Nie zmiękczają także ani przez
moment nawet tego w chuj brutalnego buldożera, a wręcz przeciwnie, podkręcają
jeszcze panującą tu atmosferę nieskończonej ciemności, będąc niejako
ektoplazmą, łączącą ze sobą te wysoko niepokojące ściany dźwięku. Co ciekawe,
wspomniana tu atmosfera nie tyle dusi i depcze, ile przyprawia o mdłości
(przynajmniej mnie). Straszliwie zryła mi ta płytka łepetynę, jednak od razu
uprzedzam, że nie najłatwiejsza w odbiorze to muza. Intensywność najcięższych
momentów, głębokie skrajności, a przede wszystkim obszerne niuanse
rytmiczne sprawiają, że eksploracja jej wnętrza może zająć trochę czasu. Pewne
problemy może też niektórym sprawiać monochromatyczny charakter tego krążka,
gdyż zmiany w fakturze, tonacji i aspektach technicznych są nierzadko na
poziomie detali i niełatwo do nich momentami dotrzeć biorąc pod uwagę ciasny,
zwarty charakter zawartych tu dźwięków. Zdecydowanie jednak warto poświęcić tej
płycie niezbędny czas i uwagę. Nad brzmieniem specjalnie rozpisywał się nie
będę, gdyż chyba domyśliliście się już, że jest zajebiście gęste i opasłe, a
odłamki gruzu sypią się nam na głowy. Jak dla mnie Defacement stworzył na tej
płycie niemal czyste zło w swych przeklętych, szalonych Death/Black Metalowych
wizjach. Cholernie ponura, odrażająca i pustosząca to płyta. Być może dlatego
nie mogę przestać jej słuchać.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz