sobota, 9 kwietnia 2022

Recenzja DEFACEMENT „Defacement”

 

DEFACEMENT

„Defacement”

I, Voidhanger Records 2021

Drugi, pełny album tego międzynarodowego ansamblu zamieszkującego obecnie w Holandii to chora i brutalna produkcja. Słuchanie tej płyty jest jak podróż przez swe najmocniej skrywane lęki. To rujnująca psychikę eksploracja najbardziej mrocznych pokładów ludzkiej podświadomości, gdzie napotkać można jedynie mętną, mentalną miazmę utkaną z goryczy rozczarowań, niewypowiedzianej pustki, apatii i najgłębszych koszmarów egzystencjonalnego niepokoju. To jak strzał z obrzyna prosto w twarz, a potem…napięcie narasta i wciąga Cię dysonansowy wir zbudowany z niewysłowionej przemocy i wstrząsającej, ponurej, złowrogiej  atmosfery. „Defacement” to krążek balansujący na granicy horroru i introspekcji, to upakowany w przytłaczającą masę bitumiczną, bezkompromisowy, 37-minutowy,  Death/Black metalowy, smolisty monolit zbudowany na bazie ciężkich (choć to chyba zbyt delikatnie powiedziane) bębnów, ołowianych, lecz zarazem zaawansowanych technicznie, wijących się riffów, potwornych, miażdżących atonalnych akordów i niskich, wokalnych wymiotów, które chwilami brzmią, jakby gardłowy był podtapiany (ekscytujący bulgot doświadczany z bolesną rozkoszą). Część podstawową uzupełniają zdrowo pojebane interludia, które o dziwo nie są nudne, czy przewidywalne. Nie zmiękczają także ani przez moment nawet tego w chuj brutalnego buldożera, a wręcz przeciwnie, podkręcają jeszcze panującą tu atmosferę nieskończonej ciemności, będąc niejako ektoplazmą, łączącą ze sobą te wysoko niepokojące ściany dźwięku. Co ciekawe, wspomniana tu atmosfera nie tyle dusi i depcze, ile przyprawia o mdłości (przynajmniej mnie). Straszliwie zryła mi ta płytka łepetynę, jednak od razu uprzedzam, że nie najłatwiejsza w odbiorze to muza. Intensywność najcięższych momentów, głębokie skrajności, a przede wszystkim obszerne niuanse rytmiczne sprawiają, że eksploracja jej wnętrza może zająć trochę czasu. Pewne problemy może też niektórym sprawiać monochromatyczny charakter tego krążka, gdyż zmiany w fakturze, tonacji i aspektach technicznych są nierzadko na poziomie detali i niełatwo do nich momentami dotrzeć biorąc pod uwagę ciasny, zwarty charakter zawartych tu dźwięków. Zdecydowanie jednak warto poświęcić tej płycie niezbędny czas i uwagę. Nad brzmieniem specjalnie rozpisywał się nie będę, gdyż chyba domyśliliście się już, że jest zajebiście gęste i opasłe, a odłamki gruzu sypią się nam na głowy. Jak dla mnie Defacement stworzył na tej płycie niemal czyste zło w swych przeklętych, szalonych Death/Black Metalowych wizjach. Cholernie ponura, odrażająca i pustosząca to płyta. Być może dlatego nie mogę przestać jej słuchać.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz