niedziela, 24 kwietnia 2022

Recenzja CHURCH OF DISGUST “Weakest Is The Flesh”

 

CHURCH OF DISGUST

“Weakest Is The Flesh”

Hell’s Headbangers Records (2022)

Teksański Church Of Disgust od 12 lat egzystuje na deathmetalowej mapie i choć do tej pory nie przebił się do pierwszej ligi gatunku to zawsze dostarczał solidne, jakościowe wydawnictwa, które niewątpliwie znajdywały uznanie u miłośników podziemnego, ale klasycznego metalu śmierci. Grupa właśnie podrzuca nam trzeci, pełny album zatytułowany „Weakest Is The Flesh”, który, jak można było się spodziewać, nie zawodzi, ale niczego też w ligowej tabeli nie zmienia. Niewątpliwie czuć w graniu Amerykanów jakiś powiew świeżości i luzu, którego trochę brakowało mi na wcześniejszych pełniakach. Mam wrażenie, że Church of Disgust mocniej zwrócił się w kierunku klasycznego metalu śmierci pierwszej połowy lat 90ych skupiając większą uwagę na chwytliwych riffach i klasycznym dla gatunku biciu perkusji, które jeszcze mocniej przywołuje czasy sprzed trzech dekad. Niemała w tym zasługa brzmienia, które mocno nawiązuje do producenckiej pracy Scotta Burnsa, gdzie instrumenty nie brzmią jak plastikowa wydmuszka. Utwory są utrzymane w średnioszybkich tempach, co dało muzykom w tym przypadku spore pole do manewru i możliwość zaprezentowana sporego kawałka chwytliwej, ale i rasowo deathmetalowej muzyki. Grobowość Incantation miesza się tutaj z reprezentantami bardziej chwytliwego i mięsistego death metalu spod znaku Baphomet i Deteriorate, a przeważnie szybsze tempo i czytelny, mocny growling tylko podkręcają rasowość „Weakest Is The Flesh”. I wszystko byłoby pięknie gdyby muzycy Church Of Disgust raz po raz nie zapędzali się w boltthowerowe, batalistyczne schematy. Niestety granie  w średnim tempie w wydaniu Teksańczyków trąci jałowością i nudą i nie wnosi do tej muzyki niczego dobrego. Takich mielizn na przestrzeni tych nieco ponad 40 minut kilka się znajdzie i zaburzają one ogólnie odbiór bardzo dobrych, bardziej drapieżnych fragmentów. Szkoda, odniosłem wrażenie, że najnowszy wypust Amerykanów miał potencjał i zadatki na bardzo dobry krążek, a tak jest tylko dobrze. Jest tutaj sporo dobrej muzyki i warto poświęcić dla niej kilka chwil, ale daleki jestem od stwierdzenia, ze jest to niezbędne wydawnictwo.

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz