Mortify (Chile)
„Fragments At The Edge Of Sorrow”
Chaos Records 2022
Ile
już było na świecie Mortify? Ano chyba kilkanaście. W samej Polsce działały
swego czasu dwa bandy o tej nazwie. Tym razem jednak mamy do czynienia z chilijską
wersją. Panowie grają już od prawie dziesięciu lat, jednakże na koncie mają
zaledwie dwie płyty. To co możemy usłyszeć na najnowszym krążku to dość mroczny
death metal z technicznym zacięciem. Dominuje tutaj średnie tempo, które
delikatnie przyśpiesza tak, aby nie urwać słuchaczom głowy. Panowie
niewątpliwie grać potrafią, bo konstrukcja każdego z utworów nie jest liniowa.
Pełno tu lekko rwących się i połamanych riffów, które płyną w spokojnym tempie,
bez wyraźnej agresji. Każdy z kawałków okraszają psychodeliczne solówki i
liczne powykręcane zagrywki. Już i tak ciężkie brzmienie wzmacniają dodatkowo
niskie bębny oraz dobrze słyszalny bas. Wszystkiemu towarzyszy wydobywający się
z zaświatów growl wokalisty. Może muzyka zawarta na „Fragments At The Edge Of
Sorrow” nie jest zbyt gwałtowna, ale nacisk jaki muzycy położyli na kreowanie
klimatu opłacił się. Jest tu duszno i przygnębiająco, a i niekiedy diabeł
pokaże swoje rogi. Czuć wyraźnie zgniliznę i chłód kostnicy. Okultystyczny
powiew jest również wyczuwalny. Całość zagrana jest w duchu starego dobrego
death metalu, kiedy to we wiadomych latach, stał on na firmamencie. Nawiązania
do niektórych kapel z tamtego okresu są bardzo wyraźne. Za sprawą Chilijczyków
usłyszymy trochę Morbid Angel, Death czy Edge Of Sanity. Lecz to tylko
dodatkowe elementy, które wzbogacają dzieło i przywołują ducha tamtych czasów.
Produkcja skierowana jest raczej do wyznawców staroszkolnego metalu śmierci.
Długość materiału, a także niesamowita jego spójność mogą zanudzić współczesnego
odbiorcę, choć nie powiedziane, bo temperament jaki posiada jest atrakcyjny.
Przysadzistość, posępność i piekielność przecież zawsze jest w cenie.
Dodatkowym atutem może być umiejętne użycie przez artystów instrumentów, co
nadaje wszystkiemu niesamowitego kolorytu. Szczerze polecam, warto sprawdzić i
przekonać się na własnej skórze, że staromodny death jeszcze żyje i wcale nie
zamierza odejść w zapomnienie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz