sobota, 2 kwietnia 2022

Recenzja Mortify „Fragments At The Edge Of Sorrow”

 

Mortify (Chile)

„Fragments At The Edge Of Sorrow”

Chaos Records 2022

Ile już było na świecie Mortify? Ano chyba kilkanaście. W samej Polsce działały swego czasu dwa bandy o tej nazwie. Tym razem jednak mamy do czynienia z chilijską wersją. Panowie grają już od prawie dziesięciu lat, jednakże na koncie mają zaledwie dwie płyty. To co możemy usłyszeć na najnowszym krążku to dość mroczny death metal z technicznym zacięciem. Dominuje tutaj średnie tempo, które delikatnie przyśpiesza tak, aby nie urwać słuchaczom głowy. Panowie niewątpliwie grać potrafią, bo konstrukcja każdego z utworów nie jest liniowa. Pełno tu lekko rwących się i połamanych riffów, które płyną w spokojnym tempie, bez wyraźnej agresji. Każdy z kawałków okraszają psychodeliczne solówki i liczne powykręcane zagrywki. Już i tak ciężkie brzmienie wzmacniają dodatkowo niskie bębny oraz dobrze słyszalny bas. Wszystkiemu towarzyszy wydobywający się z zaświatów growl wokalisty. Może muzyka zawarta na „Fragments At The Edge Of Sorrow” nie jest zbyt gwałtowna, ale nacisk jaki muzycy położyli na kreowanie klimatu opłacił się. Jest tu duszno i przygnębiająco, a i niekiedy diabeł pokaże swoje rogi. Czuć wyraźnie zgniliznę i chłód kostnicy. Okultystyczny powiew jest również wyczuwalny. Całość zagrana jest w duchu starego dobrego death metalu, kiedy to we wiadomych latach, stał on na firmamencie. Nawiązania do niektórych kapel z tamtego okresu są bardzo wyraźne. Za sprawą Chilijczyków usłyszymy trochę Morbid Angel, Death czy Edge Of Sanity. Lecz to tylko dodatkowe elementy, które wzbogacają dzieło i przywołują ducha tamtych czasów. Produkcja skierowana jest raczej do wyznawców staroszkolnego metalu śmierci. Długość materiału, a także niesamowita jego spójność mogą zanudzić współczesnego odbiorcę, choć nie powiedziane, bo temperament jaki posiada jest atrakcyjny. Przysadzistość, posępność i piekielność przecież zawsze jest w cenie. Dodatkowym atutem może być umiejętne użycie przez artystów instrumentów, co nadaje wszystkiemu niesamowitego kolorytu. Szczerze polecam, warto sprawdzić i przekonać się na własnej skórze, że staromodny death jeszcze żyje i wcale nie zamierza odejść w zapomnienie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz