piątek, 22 kwietnia 2022

Recenzja Paganizer „Massdeath Maniac”

 

Paganizer

„Massdeath Maniac”

Bestial Invasion 2022

Nie będę ukrywał, że nazwisko Johansson działa na mnie wyjątkowo demotywująco. Nie znam drugiego muzyka, który tak jak Rogga rozmieniałby się na drobne prezentując dziesiątki projektów w których tworzy praktycznie to samo. W zdecydowanej większości przeciętnych do bólu i mielących w kółko identyczny temat. Dlatego też do „Massdeath Maniac”, albumu nagranego piętnaście lat temu i mającego być pozycją numer sześć na liście Paganizer, ale jakoś nigdy nie wydanego, podchodziłem bardziej z pozycji obowiązku, no bo wydawca płytę podesłał, niż w wyniku skoku adrenaliny. Tym bardziej cieszę się, że bez zbędnego lizidupstwa, którego zresztą nigdy i tak nie uskuteczniam, za co niektórzy się potrafią obrazić, a co ja mam w dupie, mogę napisać, iż ten materiał to zdecydowanie dobra rzecz. Może nie żebym od razu stawiał ją w jednym szeregu z klasykami gatunku, ale kompozycje Roggi na tym albumie zdecydowanie dają się słuchać bez spoglądania na zegarek. Może dlatego, że ten album ma swoisty, płynny i naturalny groove, sprawiający, że głowa sama buja się przy takich numerach jak choćby „The Morbidly Obscene”, „Army of Maggots” czy „The Return of Horror”. Powiem więcej – „Massdeath Maniac” podoba mi się zdecydowanie bardziej niż, na ten przykład, płyty Bloodbath od trójki wzwyż. Oczywiście, dla tych którzy jakimś cudem mogą tego nie wiedzieć, muzyka Paganizer to stuprocentowy szwedzki death metal z lat dziewięćdziesiątych. Nie łamiący bariery dźwięku, oparty raczej na marszowym rytmie i chwytliwym akordzie, z wystukującą często d-beatowe rytmy perkusją, charakterystycznie brzmiącym basem i przybrudzonymi gitarami. Do tego dołożono standardowy, dość niski ale całkiem czytelny growl i… danie gotowe. Żadnej ekstrawagancji, żadnego kombinowania, żadnych pierwiastków nowoczesności. Zresztą dla maniaków klasycznego death metalu z północy te składowe nie są w najmniejszym stopniu istotne. Liczy się chwytliwość, ciężar i stary klimat. I bez względu na to, jak bardzo spodziewałem się po „Massdeath Maniac” materiału przeciętnego, jak bardzo starałem się doszukać na tym krążku czegoś, do czego mógłbym się dopierdolić, tak nie jestem w stanie powiedzieć o tym materiale złego słowa. Oczywiście o glebę nie rzuca, ale jest zdecydowanie jednym z najlepszych nagrań popełnionych przez wspomnianego już uprzednio Szweda. I szkoda, że zamiast wylewać z siebie setki kompozycji, na zasadzie „co ślina na język przyniesie”, chłop nie skupi się by komponować dziesięć razy mniej, ale na przynajmniej takim poziomie jak tutaj. No ale nie mnie w to wnikać, jego cyrk, jego małpy. Ten jednak album Paganizer zdecydowanie polecam, bo jest po prostu dobry.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz