środa, 27 kwietnia 2022

Recenzja Abbath „Dread Reaver”

 

Abbath

„Dread Reaver”

Season Of Mist 2022

Obiło mi się kiedyś o uszy, że pierwsza płyta tego pana powstała w oparciu o materiał przygotowany na kolejną płytę Immortal. Dlatego też jedynka mocno przypomina ostatnie pozycje „Nieśmiertelnego”. Na „Outstrider” Abbath Doom Occulta odszedł nieco od black metalowej tradycji i skierował się w stronę heavy metalu i thrashowych przygrywek z lekkimi naleciałościami Motörhead, lecz trochę zimy da się tam jeszcze wyczuć. Obydwakrążki nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Są one tak przeciętne i zarazem do granic mainstreamowe, że aż boli. Nie da też się już nie patrzeć na to wszystko przez pryzmat wygłupów byłego członka Immortal. Co zatem niesie ze sobą kolejna produkcja? „Dread Reaver” to nic innego jak kontynuacja jej poprzednika tylko, że tym razem otrzymujemy jeszcze głębsze zanurzenie się twórczości Norwega w rejony heavy i thrash metalowe. Oczywiście od czasu do czasu da się tu usłyszeć echa jego przeszłości, ale są to tylko krótkie momenty, które są po prostu wypadkową tego z jakiego matecznika ten muzyk się wywodzi. Najnowsze utwory płyną raczej w średnich tempach. Na pierwszy plan wysuwają się gitarowe riffy wraz z wokalem. Niestety bas niknie w łomocie dobrze słyszalnych bębnów co sprawia, że dołów praktycznie nie ma, a muzyka, lekka jak piórko leci gdzieś w nieznane, momentami zamieniając się w niekontrolowany chaos. Pojawiające się niekiedy wręcz klasyczne solówki również nikną w gitarowym hałasie. Pomijając te wszystkie szczegóły, to poszczególne utwory potrafią sobą zainteresować słuchacza. Pomimo braku wyraźnych blackowych elementów nie można narzekać na niedostatek agresji czy też pewnej diaboliczności, a różnorodność i pomysłowość riffów, nie pozwala zanadto się nudzić. Jednakżete występujące tu w okrojonej wersji „czarcie” pierwiastki jakby toną w przebojowości, bo na nią położony jest główny nacisk. Mamy bowiem świetne melodie i chwytliwe refreny, a podniosłe i bitewne momenty pojawiają się również, zapraszając do tańca bądź do pomachania głową. Kolejna odsłona kreacji Abbath’a potwierdza zatem, iż to machina stworzona na jego potrzebę, za wszelką cenę bycia na scenie i zarabianiu pieniędzy doskonale się przy tym bawiąc. Cóż, tak doskonale stworzony i pieczołowicie pielęgnowany wizerunek, nie może się przecież zmarnować, a z czegoś żyć trzeba. Do kilkukrotnego przesłuchania w samochodzie się to doskonale nadaje, ale mam wrażenie, że braku tego projektu na świecie, nikt by nie zauważył. Trochę przykre to moim zdaniem. Aha, co do kurwy robi tu „Trapped Under Ice”? I to w dodatku w środku płyty?

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz