wtorek, 5 kwietnia 2022

Recenzja SPIRITUAL DECEPTION „Oxymoron”

 

SPIRITUAL DECEPTION

„Oxymoron” (Ep)

Independent 2021

Bardzo lubię, ba wręcz kurwa uwielbiam Techniczny Death Metal, ale gdy przeczytałem w materiałach prasowych, co o najnowszej swej Ep’ce mówią muzycy włoskiego Spritual Deception, to niemal puściły mi zwieracze, a brązowy kisiel był już bardzo blisko lądowania w moich galotach. Panowie stwierdzili bowiem, iż: „Oxymoron rodzi się jako koncepcja dualizmu światła i ciemności. Czerpie inspiracje z mitów, Talmudu i dzieł literackich. W sercu Ep’ki znajduje się tryptyk „Captatio Benevolentiae”, „Oxymoron”, „Damnatio Memoriae” inspirowany „Rajem Utraconym” J. Miltona. Ta minikoncepcja dotyczy relacji między Bogiem a Lucyferem, ich konfliktu i tego, jak każda postać jest przedstawiona przez oryginalnego autora, skupiając się na koncepcji antybohatera”. Chłopaki produkują się tam oczywiście jeszcze dalej, ale już ten krótki urywek z ich wypowiedzi wystarczył, aby zapaliła mi się czerwona lampka ostrzegawcza (bardzo zresztą słusznie, jak się w końcowym rozrachunku okazało). Po kolei jednak, gdyż jak to mówi staropolskie przysłowie „mogą być i wszy, byle w szyku szły”. „Oxymoron” to prawie 22 minuty nowocześnie skomponowanego i podanego, technicznego Metalu Śmierci. Usłyszymy tu zatem całą masę zapierających dech w piersiach zagrywek, począwszy od precyzyjnych, zdrowo pojebanych, łamiących rytmy bębnów, poprzez odstawiający niemal jazzowo-funkowe figury bas i zakręcone, techniczne, nierzadko asymetryczne riffy o złożonej strukturze, na dopracowanych, momentami wręcz wirtuozerskich partiach solowych i bogato zdobionych w różnorakie ornamenty harmoniach skończywszy. Może się chwilami konkretnie zakręcić we łbie, zwłaszcza że Spiritual Deception szyją gęsto, a i gardłowy swe trzy grosze dokłada, ryjąc głębokim, niskim, ponurym growlem. Na nieszczęście zespół nie ustrzegł się siłowych, szarpanych patentów, a do tego dołożył tu jeszcze sporo różnorakich orkiestracji, dziwne, chóralne śpiewy, dźwięki fortepianu i inne tego typu popierdółki, które może i budują jakiś tam klimat, ale sprawiają równocześnie, że razem ze swym koncepcyjnym patosem „Oxymoron” mimo iż trwa stosunkowo krótko, jawi mi się jako rozdęta niepotrzebnie, upasiona ponad miarę kobyła. Kończąc zatem temat. Ostatni materiał Włochów to produkcja pełna wielopłaszczyznowych rozwiązań, zwrotów akcji i masturbacji nad instrumentami, jednak brakuje mi w tym ducha. Zbyt dużo tu intelektualnej pompy, a ja prosty chłopak ze wsi jestem i wolę bardziej bezpośrednie pierdnięcie. Najzwyczajniej w świecie nie rusza mnie ta muzyka i nie czuję tych wibracji, lecz przed warsztatem muzyków chylę czoła, gdyż jest doprawdy imponujący.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz