SPIRITUAL DECEPTION
„Oxymoron” (Ep)
Independent 2021
Bardzo
lubię, ba wręcz kurwa uwielbiam Techniczny Death Metal, ale gdy przeczytałem w
materiałach prasowych, co o najnowszej swej Ep’ce mówią
muzycy włoskiego Spritual Deception, to niemal puściły mi zwieracze, a brązowy
kisiel był już bardzo blisko lądowania w moich galotach. Panowie stwierdzili
bowiem, iż: „Oxymoron rodzi się jako koncepcja dualizmu światła i ciemności.
Czerpie inspiracje z mitów, Talmudu i dzieł literackich. W sercu Ep’ki znajduje
się tryptyk „Captatio Benevolentiae”, „Oxymoron”, „Damnatio Memoriae”
inspirowany „Rajem Utraconym” J. Miltona. Ta minikoncepcja dotyczy relacji
między Bogiem a Lucyferem, ich konfliktu i tego, jak każda postać jest
przedstawiona przez oryginalnego autora, skupiając się na koncepcji
antybohatera”. Chłopaki produkują się tam oczywiście jeszcze dalej, ale już ten
krótki urywek z ich wypowiedzi wystarczył, aby zapaliła mi się czerwona lampka
ostrzegawcza (bardzo zresztą słusznie, jak się w końcowym rozrachunku okazało).
Po kolei jednak, gdyż jak to mówi staropolskie przysłowie „mogą być i wszy,
byle w szyku szły”. „Oxymoron” to prawie 22 minuty nowocześnie skomponowanego i
podanego, technicznego Metalu Śmierci. Usłyszymy tu zatem całą masę
zapierających dech w piersiach zagrywek, począwszy od precyzyjnych, zdrowo
pojebanych, łamiących rytmy bębnów, poprzez odstawiający niemal jazzowo-funkowe
figury bas i zakręcone, techniczne, nierzadko asymetryczne riffy o złożonej
strukturze, na dopracowanych, momentami wręcz wirtuozerskich partiach solowych
i bogato zdobionych w różnorakie ornamenty harmoniach skończywszy. Może się
chwilami konkretnie zakręcić we łbie, zwłaszcza że Spiritual Deception szyją
gęsto, a i gardłowy swe trzy grosze dokłada, ryjąc głębokim, niskim, ponurym growlem.
Na nieszczęście zespół nie ustrzegł się siłowych, szarpanych patentów, a do
tego dołożył tu jeszcze sporo różnorakich orkiestracji, dziwne, chóralne
śpiewy, dźwięki fortepianu i inne tego typu popierdółki, które może i budują
jakiś tam klimat, ale sprawiają równocześnie, że razem ze swym koncepcyjnym
patosem „Oxymoron” mimo iż trwa stosunkowo krótko, jawi mi się jako rozdęta
niepotrzebnie, upasiona ponad miarę kobyła. Kończąc zatem temat. Ostatni
materiał Włochów to produkcja pełna wielopłaszczyznowych rozwiązań, zwrotów
akcji i masturbacji nad instrumentami, jednak brakuje mi w tym ducha. Zbyt dużo
tu intelektualnej pompy, a ja prosty chłopak ze wsi jestem i wolę bardziej
bezpośrednie pierdnięcie. Najzwyczajniej w świecie nie rusza mnie ta muzyka i
nie czuję tych wibracji, lecz przed warsztatem muzyków chylę czoła, gdyż jest
doprawdy imponujący.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz