„Undo the Chains”
Redefining Darkness Records 2021
No
i doczekaliśmy się drodzy państwo albumu nr 3 amerykańskich Thrash/Speed
Metalowców z Wraith. Nie wyczekiwałem
jakoś specjalnie na tę płytkęani nie stwardniały mi sutki, gdy otrzymałem ją do
recenzji, ale po jej wysłuchaniu muszę przyznać, że to gruby materiał i jak
dotąd zdecydowane najlepszy, jaki wypluł ze swych trzewi ten kwartet z Indiany. W porównaniu z wcześniejszymi
produkcjami zespołu, środek ciężkości tego krążka przesunięty jest mocniej w
kierunku korzennego, mięsistego Thrash Metalu, co mnie osobiście bardzo kurwa
odpowiada. Oczywiście nadal napotykamy w tej muzyce mnóstwo bezpośrednich,
surowych, punkowych wibracji. Jadowite, przyprawione czernią, Speed Metalowe
tendencje mamy tu niemal na wyciągnięcie ręki, no i są też tekstury nawiązujące
bezpośrednio do klasycznego Heavy, jednak to właśnie ten wspominany już powyżej
zwarty, gęsty, thrash’owy kręgosłup robi tu największą robotę. Rozpędzone,
masywne riffy głęboko umocowane w latach 80-tych zostały na tym krążku
wyśmienicie umiejscowione pomiędzy szybkostrzelną artylerią a wgniatającymi w
podłoże, żeliwnymi zwolnieniami. Jeżeli już jesteśmy przy temacie wioślarstwa,
to uważam, iż doskonałym ruchem było także zatrudnienie drugiego gitarzysty.
Dzięki temu, tam, gdzie wcześniej pojawiały się mielizny, wszystko brzmiało
cienko i jednowymiarowo, teraz jest ciężar, głębia i konkretne dojebanie w
palnik, a ponadtopartie solowe, co zrozumiałe też są o całe piekło lepsze. Sekcja
rytmiczna na „Undo the Chains” również posiada, w stosunku do poprzednich
produkcji, dużo mocniejsze tąpnięcie, w
większym stopniu ocieka tłuszczem i charakteryzuje ją naprawdę niezgorszy groove.
Co więcej, na płytce tej zespół osiągnął idealną niemal równowagę pomiędzy
maniakalną wręcz agresją a chwytliwymi, zaraźliwymi refrenami, które można
śmiało zanucić podczas golenia sobie genitaliów (tylko nie machajcie dynią przy
tej czynności, bo możecie się zdrowo pozacinać).Amerykanie nie stworzyli tu jednak
tak naprawdę nic nowego. Wykorzystali tylko to, co najlepsze w tradycyjnym,
poczerniałym Thrash, Speed i Heavy Metalu i złożyli wszystko w wyśmienitą,
niesamowicie skondensowaną całość podlewając zbudowane przez siebie struktury ziarnistą,
punkową wściekłością. Zaowocowało to powstaniem wyrazistego, w chuj niszczącego
materiału, który dojebał mi tak, że o mało się nie osrałem. Bez pierdolenia, w pytę
album.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz