BOHEMYST
„Čerň a Smrt”
Petrichor 2021
Gdy
przed odpaleniem debiutanckiej płytki Bohemyst spojrzałem na fotkę tych
czeskich niedźwiedzi, w mojej głowie zakiełkowała myśl: ja ich kurwa już gdzieś
widziałem. Szybkie sprawdzenie, celem potwierdzenia mych przypuszczeń i
wszystko stało się jasne. Pewnie, że widziałem tych jegomości, toż to przecież
cały skład zasłużonego dla sceny naszych południowych sąsiadów Avenger, a
ponadto dwie, z tych pięciu osób udzielały się także u kultowych luminarzy z
Master’s Hammer. Muszę przyznać, że niejako po rozszyfrowaniu zespołu, moja
ciekawość, co to też usłyszę na ich pierwszym krążku wzrosła zdecydowanym
ruchem ręki. No i po kilkukrotnym zapoznaniu się z jego zawartością stwierdzam,
że to dosyć ciekawa muza z niezgorszym, tajemniczym klimatem, o ile ktoś lubi
dźwięki ulokowane na przecięciu nienachalnie melodyjnego Death i Black Metalu.
Tematycznie natomiast Bohemyst próbuje na tej płycie ukazać motywy i skutki
związane z osławioną, Czarną Plagą przez pryzmat czeskiego dziedzictwa (zapewne
dlatego też wszystkie teksty na tym albumie są w języku czeskim). Co do samej
muzyki natomiast, to jak już wspominałem mamy tu fachową, zgrabną mieszankę
Black i Death Metalu, która może się podobać. Obcujemy tu bowiem z bardzo
dobrze wyważonym, a miejscami wręcz wyrafinowanym graniem opartym na równowadze
pomiędzy soczystym, poczerniałym, śmiertelnym jebnięciem, a mroczną, zawiesistą
atmosferą. Płytkę tę w głównej mierze napędzają wyśmienite wiosła operujące
zróżnicowanymi riffami, które prócz jadowitego, ciężkiego, Black/Death
metalowego rżnięcia zapuszczają się także z odwagą w sercu w stylistykę Doom,
jak i tworzą nieco lżejsze pasaże, z których jednak cały czas sączy się
ciemność. Nie brakuje tu także misternie złożonych partii solowych, które robią
wrażenie dzięki bogatej ornamentyce i wykorzystaniu wielu różnych technik szarpania
strun. W kilku kompozycjach natrafimy też na doskonałe, dysonansowe fale
popapranych harmonii, potęgujące jeszcze mocniej wszechobecne na tej płycie
poczucie niepokoju i groźby, które to z tych dźwięków szeroko się do nas
uśmiechają. Zapomnijcie jednak o rozbudowanych, kobylastych, gitarowych wieżach
Babel. Panowie obsługujący te instrumenty wyszli z założenia, że lepszy
niedosyt, niż nadmiar i ta taktyka doskonale sprawdziła się na tym materiale.
Tak, wioślarze wykonali na tym krążku naprawdę kawał zajebistej roboty. Nie
znaczy to w żadnym razie, że pozostali muzycy jakoś specjalnie odstają od
gitarzystów. Wszyscy oni udźwignęli ciężar odpowiedzialności na tej płytce, a
ich partie są bardzo dobre. Cóż bowiem znaczyłyby same wiosła bez gniotących konkretnie
partii sekcji rytmicznej i wyrazistych wokali? „Stałyby się niczym miedź
brzęcząca albo cymbał grzmiący”, jak to pisał jeden gostek uważający się za
apostoła.
Wierzcie
mi zatem, że bębny zarówno przypierdolić namiętnie potrafią, jak i zapaść się w
bardziej pokręcone struktury rytmiczne, bas także rzeźbi ciężko, a obsługujący
go muzyk nie stroni od precyzyjnych wywijasów. Wokale również trzymają bardzo
wysoki poziom i doskonale wpisują się w warstwę muzyczną tego krążka. Radek
potrafi okazale ryknąć, czy wydobyć ze swych trzewi bluźnierczy scream, ale
pokazuje również, że czyste, głębokie wokale także nie są mu obce i radzi sobie
z nimi wyśmienicie. „Čerň a Smrt” to także imponujące orkiestracje z subtelnym
dotknięciem folkowych tekstur, które doskonale podkreślają mroczne, tajemnicze
wibracje emanujące z tej płyty, ale zarazem nigdy nie przejmują tu roli
dominującej. Kurna, pepiczki naprawdę dały radę, co zważywszy na ich
doświadczenie, dziwić nie powinno. W żadnym razie nie spodziewałem się jednak tego,
że „Czarna Śmierć” tak mocno wkręci mi się w łepetynę. Bardzo dobre granie.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz