wtorek, 26 kwietnia 2022

Recenzja BOHEMYST „Čerň a Smrt”

 

BOHEMYST

„Čerň a Smrt”

Petrichor 2021

Gdy przed odpaleniem debiutanckiej płytki Bohemyst spojrzałem na fotkę tych czeskich niedźwiedzi, w mojej głowie zakiełkowała myśl: ja ich kurwa już gdzieś widziałem. Szybkie sprawdzenie, celem potwierdzenia mych przypuszczeń i wszystko stało się jasne. Pewnie, że widziałem tych jegomości, toż to przecież cały skład zasłużonego dla sceny naszych południowych sąsiadów Avenger, a ponadto dwie, z tych pięciu osób udzielały się także u kultowych luminarzy z Master’s Hammer. Muszę przyznać, że niejako po rozszyfrowaniu zespołu, moja ciekawość, co to też usłyszę na ich pierwszym krążku wzrosła zdecydowanym ruchem ręki. No i po kilkukrotnym zapoznaniu się z jego zawartością stwierdzam, że to dosyć ciekawa muza z niezgorszym, tajemniczym klimatem, o ile ktoś lubi dźwięki ulokowane na przecięciu nienachalnie melodyjnego Death i Black Metalu. Tematycznie natomiast Bohemyst próbuje na tej płycie ukazać motywy i skutki związane z osławioną, Czarną Plagą przez pryzmat czeskiego dziedzictwa (zapewne dlatego też wszystkie teksty na tym albumie są w języku czeskim). Co do samej muzyki natomiast, to jak już wspominałem mamy tu fachową, zgrabną mieszankę Black i Death Metalu, która może się podobać. Obcujemy tu bowiem z bardzo dobrze wyważonym, a miejscami wręcz wyrafinowanym graniem opartym na równowadze pomiędzy soczystym, poczerniałym, śmiertelnym jebnięciem, a mroczną, zawiesistą atmosferą. Płytkę tę w głównej mierze napędzają wyśmienite wiosła operujące zróżnicowanymi riffami, które prócz jadowitego, ciężkiego, Black/Death metalowego rżnięcia zapuszczają się także z odwagą w sercu w stylistykę Doom, jak i tworzą nieco lżejsze pasaże, z których jednak cały czas sączy się ciemność. Nie brakuje tu także misternie złożonych partii solowych, które robią wrażenie dzięki bogatej ornamentyce i wykorzystaniu wielu różnych technik szarpania strun. W kilku kompozycjach natrafimy też na doskonałe, dysonansowe fale popapranych harmonii, potęgujące jeszcze mocniej wszechobecne na tej płycie poczucie niepokoju i groźby, które to z tych dźwięków szeroko się do nas uśmiechają. Zapomnijcie jednak o rozbudowanych, kobylastych, gitarowych wieżach Babel. Panowie obsługujący te instrumenty wyszli z założenia, że lepszy niedosyt, niż nadmiar i ta taktyka doskonale sprawdziła się na tym materiale. Tak, wioślarze wykonali na tym krążku naprawdę kawał zajebistej roboty. Nie znaczy to w żadnym razie, że pozostali muzycy jakoś specjalnie odstają od gitarzystów. Wszyscy oni udźwignęli ciężar odpowiedzialności na tej płytce, a ich partie są bardzo dobre. Cóż bowiem znaczyłyby same wiosła bez gniotących konkretnie partii sekcji rytmicznej i wyrazistych wokali? „Stałyby się niczym miedź brzęcząca albo cymbał grzmiący”, jak to pisał jeden gostek uważający się za apostoła.  

Wierzcie mi zatem, że bębny zarówno przypierdolić namiętnie potrafią, jak i zapaść się w bardziej pokręcone struktury rytmiczne, bas także rzeźbi ciężko, a obsługujący go muzyk nie stroni od precyzyjnych wywijasów. Wokale również trzymają bardzo wysoki poziom i doskonale wpisują się w warstwę muzyczną tego krążka. Radek potrafi okazale ryknąć, czy wydobyć ze swych trzewi bluźnierczy scream, ale pokazuje również, że czyste, głębokie wokale także nie są mu obce i radzi sobie z nimi wyśmienicie. „Čerň a Smrt” to także imponujące orkiestracje z subtelnym dotknięciem folkowych tekstur, które doskonale podkreślają mroczne, tajemnicze wibracje emanujące z tej płyty, ale zarazem nigdy nie przejmują tu roli dominującej. Kurna, pepiczki naprawdę dały radę, co zważywszy na ich doświadczenie, dziwić nie powinno. W żadnym razie nie spodziewałem się jednak tego, że „Czarna Śmierć” tak mocno wkręci mi się w łepetynę. Bardzo dobre granie.

 

Hatzamoth        

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz