The Dead Goats / Hellisheaven
Split
Selfmadegod Rec. 2022
Z tymi Martwymi Kozami to chuj wie o co chodzi. Raz
się rozpadają, za pięć minut jednak reaktywują, potem nagrywają na boku
piosenki o Kaliforni, by nagle ni z gruchy ni z pietruchy wyjechać z nowym splitem.
Nie wiem, może to jakiś stary kawałek,
ale jeśli takie zawieruszone perełki jak „In the Tall Grass” walają się im po
szufladach, to niech dobrze poszukają, a może się uzbiera choć na jakiś mini.
The Dead Goats na stronie A rzeczonego wydawnictwa serwuje nam kawałek o widocznym
powyżej tytule. Czy ja muszę pisać co to za muzyka? No to szybko, bo piwo się
zagrzeje… Najczystszej krwi, klasyczny do bólu szwedzki death metal z całym
bogactwem inwentarza pod tytułem D-beaty, zajebista motoryka, wpadająca w głowę
melodia śpiewalny refren. Zapiaszczone
gitary, oldschoolowy growl i riffy jak podkradane z debiutu Entombed. I powiem
krótko, po trzech odsłuchach chodzę po mieszkaniu i jak debil ryczę sobie wspomniany
refrenik, bo jest zajebisty, jak zresztą cały numer. A mimo to wkurwiony
jestem, bo takie sikanie pojedynczymi numerami to jest, panowie moi mili,
granie w chuja! Dawać mnie tu natychmiast więcej, skoro forma wysoka. Po
drugiej stronie placka mamy Hellisheaven, kompletnie mi nieznany dotychczas
twór. Ich utwór „Mam Pomroczność Jasną” otwierają sample z jakiegoś
patologicznego filmu, z okropnie słabymi tekstami, że aż mi się ręką wyrywała w
kierunku przycisku „stop”. Rozumiem jednak, że o to chodziło i panowie zrobili
to dla beki. No i cel osiągnięty, bo faktycznie ich pięć minut to metal
odpychający i obrzydliwy. Powolny death metal, lekko pod klimaty brytyjskie, z
głębokim wokalem charczącym tekst w języku narodowym, czego się nietrudno
domyśleć, biorąc pod uwagę wspomniany przed chwilą tytuł. Popisów technicznych
tu nie uświadczymy, jest prosto, wręcz topornie i w chuj nieoryginalnie. Czyli
dokładnie tak jak ma być, by zyskać sobie fanów ściśle określonych
gatunkowo. Mi się ten numer podoba i uważam, że jest bardzo odpowiednim
uzupełnieniem strony Kóz. Zatem podsumowując – niecałe dziesięć minut śmierć
metalu będącego odpowiednikiem filmów z serii „W Starym Kinie”. Ja takie
klasyczne i bezpośrednie podejście ogromnie sobie cenie, zatem ten króciutki
materiał szczerze polecam, bo inaczej się nie da.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz