Holy
Death
„Abraxas”
(Re-issue)
Old
Temple 2022
Doskonale pamiętam drugie demo Holy Death. Trafiło
ono w moje ręce mniej więcej w czasie równoległym z Behemothowym „… From the
Pagan Wastelands” i Gravelandowym „The Celtic Winter”. Pamiętam też, że wielu
znajomych, głównie bezgranicznie zafascynowanych Skandynawią, nieco się z
„Abraxas” naśmiewało. Bo faktycznie, większość patrzyła wówczas na Norwegię, a
ten materiał charakteryzował się odmiennością, przynajmniej na krajowym
podwórku. Dlatego też akurat, jako iż byłem już wówczas przekorny, nagrania te dość
często gościły w moim decku. W związku z tym fakt, iż Old Temple zdecydowali
się na wydanie „Abraxas” na cedeku cieszy mnie jak głodnego psa świeża kość. I
tak samo powinien ślinić się każdy fan polskiego black metalu sprzed trzech
dekad. Holy Death od początku szli pod prąd i w dupie mieli obowiązujące
trendy. Rzeczone demo wcale nie było kolejną kalką Dakthronów czy Burzumów,
mimo iż śladowych odniesień można się na nim doszukać. Bardziej jednak wpływ na twórczość
krakowskiego trio miały zespoły śródziemnomorskie oraz pierwsza fala black
metalu. Słychać w tych nagraniach echa protoplastów gatunku ale także czarnej
szkoły greckiej, głównie w basowych liniach podchodzących pod Necromania, oraz
cmentarnego klimatu czerpanego od włoskich mistrzów z Mortuary Drape. Nie
sposób też nie zauważyć przewijających się patentów czysto heavymetalowych,
przed którymi większość zespołów starało się w tamtych czasach mimo wszystko
uciec. Znajdziemy tu także, o zgrozo (myśląc w tamtejszych kategoriach), nawet
fragmenty industrialne, jak choćby na początku otwierającego całość utworze
tytułowym. Kompozycje na „Abraxas” są zatem ciekawe i nietuzinkowe, ale jest ku
temu jeszcze inny powód. Otóż sporo w nich orientalnych, tajemniczych dodatków,
zróżnicowanych i często podniosłych, czystych wokali oraz odrobiny trującej
psychodeli tworzącej niepowtarzalny klimat. Powiem nawet, że to demo można
uznać poniekąd za podwaliny stylu, którym dziś zachwycają panowie z Cultes Des
Ghoules. Oczywiście jakość tych nagrań jest mocno chałupnicza, i choć rzadko to
mówię, to w tym przypadku nie wpływa to wyłącznie korzystnie na odbiór muzyki.
Beczki brzmią tragicznie (jak w Kombi) i momentami niekoniecznie trzymają rytm,
wokal czasem przepuszczony jest przez mega irytujący efekt, a i gitary gdzieś
zajadą fałszem. Oczywiście wszystko to ma swój klimat i można na to swobodnie
przymknąć oko. Dodam jeszcze na koniec, że wydanie Old Temple wzbogacone zostało dodatkowym
dyskiem, na którym umieszczono niepublikowaną wcześniej sesję z 1994-go roku w
wersji instrumentalnej, na której też kilka ciekawych smaczków się znalazło.
Warto zatem sprawić sobie ten materiał, bo to nie tylko prawdziwa lekcja
historii, ale przede wszystkim naprawdę dobra i ciekawa muzyka.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz