sobota, 23 kwietnia 2022

Recenzja Holy Death „Abraxas”

 

Holy Death

„Abraxas” (Re-issue)

Old Temple 2022

Doskonale pamiętam drugie demo Holy Death. Trafiło ono w moje ręce mniej więcej w czasie równoległym z Behemothowym „… From the Pagan Wastelands” i Gravelandowym „The Celtic Winter”. Pamiętam też, że wielu znajomych, głównie bezgranicznie zafascynowanych Skandynawią, nieco się z „Abraxas” naśmiewało. Bo faktycznie, większość patrzyła wówczas na Norwegię, a ten materiał charakteryzował się odmiennością, przynajmniej na krajowym podwórku. Dlatego też akurat, jako iż byłem już wówczas przekorny, nagrania te dość często gościły w moim decku. W związku z tym fakt, iż Old Temple zdecydowali się na wydanie „Abraxas” na cedeku cieszy mnie jak głodnego psa świeża kość. I tak samo powinien ślinić się każdy fan polskiego black metalu sprzed trzech dekad. Holy Death od początku szli pod prąd i w dupie mieli obowiązujące trendy. Rzeczone demo wcale nie było kolejną kalką Dakthronów czy Burzumów, mimo iż śladowych odniesień można się na nim doszukać.  Bardziej jednak wpływ na twórczość krakowskiego trio miały zespoły śródziemnomorskie oraz pierwsza fala black metalu. Słychać w tych nagraniach echa protoplastów gatunku ale także czarnej szkoły greckiej, głównie w basowych liniach podchodzących pod Necromania, oraz cmentarnego klimatu czerpanego od włoskich mistrzów z Mortuary Drape. Nie sposób też nie zauważyć przewijających się patentów czysto heavymetalowych, przed którymi większość zespołów starało się w tamtych czasach mimo wszystko uciec. Znajdziemy tu także, o zgrozo (myśląc w tamtejszych kategoriach), nawet fragmenty industrialne, jak choćby na początku otwierającego całość utworze tytułowym. Kompozycje na „Abraxas” są zatem ciekawe i nietuzinkowe, ale jest ku temu jeszcze inny powód. Otóż sporo w nich orientalnych, tajemniczych dodatków, zróżnicowanych i często podniosłych, czystych wokali oraz odrobiny trującej psychodeli tworzącej niepowtarzalny klimat. Powiem nawet, że to demo można uznać poniekąd za podwaliny stylu, którym dziś zachwycają panowie z Cultes Des Ghoules. Oczywiście jakość tych nagrań jest mocno chałupnicza, i choć rzadko to mówię, to w tym przypadku nie wpływa to wyłącznie korzystnie na odbiór muzyki. Beczki brzmią tragicznie (jak w Kombi) i momentami niekoniecznie trzymają rytm, wokal czasem przepuszczony jest przez mega irytujący efekt, a i gitary gdzieś zajadą fałszem. Oczywiście wszystko to ma swój klimat i można na to swobodnie przymknąć oko. Dodam jeszcze na koniec, że wydanie  Old Temple wzbogacone zostało dodatkowym dyskiem, na którym umieszczono niepublikowaną wcześniej sesję z 1994-go roku w wersji instrumentalnej, na której też kilka ciekawych smaczków się znalazło. Warto zatem sprawić sobie ten materiał, bo to nie tylko prawdziwa lekcja historii, ale przede wszystkim naprawdę dobra i ciekawa muzyka.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz