Nunslaughter / Blood
Split
Hells Headbangers 2022
Tych zespołów przedstawiać nikomu chyba nie trzeba.
Zarówno Nunslaughter jak i Blood to klasyki, datujące swoje początki na drugą
połowę lat osiemdziesiątych i mające na liście dokonać imponującą ilość
muzycznych publikacji. Zatem zbędne wprowadzacze od razu sobie pominę, bo jeśli
ktoś nazw nie kojarzy, to jest zwykłym ignorantem. Osiemnaście minut na wosku
lub srebrnym dysku, trzy utwory w wykonaniu Amerykanów, cztery od Niemców, to
zaserwuje nam w nadchodzącym miesiącu Hells Headabangers. Materiał ten został
ubrany w wyjątkowo sugestywną okładkę, na której Diaboł leje ze zwisającego
pindola ciepłym moczem na chrześcijaństwo. Obrazek to wymowny, bezpośredni i
mogący u niektórych, zwłaszcza pseudointelektualisów, wzbudzać poczucie
zażenowania. I dokładnie taka sama jest warstwa muzyczna tego wydawnictwa.
Nunslaughter bezcześci prymitywnymi środkami w postaci mieszanki death, thrash
i black metalu, serwując niezbyt wyszukane konstrukcje rodem z początku ich
działalności, rzygając na religię i wszelkie świętości. Czego by nie mówić, ich
podejście do grania śmierć metalu, bo to przecież zawsze ten gatunek był ich
kręgosłupem, nie zmieniło się na przestrzeni lat ani o jotę. Tu ma być
obrzydlistwo, nieogolone chamstwo i podtrzymywanie pierwotnych ideałów gatunku.
Ekipa Son of the Dead’a doskonale potrafi połączyć brutalność i zadziorność z
nutką staromodnej melodii, sprawić, by ich kompozycje chwytały bezpośrednio za
gardło i zmuszały pozerów do odruchu wymiotnego. W zasadzie kto zna
Nunslaughter, ten doskonale wie, czego się tu spodziewać, zatem jakakolwiek
rekomendacja zdaje mi się w tym przypadku zbędna. Z kolei Blood… jak to Blood.
Masują plecy kafarem w postaci dość kwadratowego death metalu, choć w
odróżnieniu od poprzedników, z większą
ilością chwytliwych, wolniejszych fragmentów, przy których aż się chce łepetyną
zatrząsnąć. Niczego odkrywczego tu nie ma, ot stary sprawdzony styl. Częste
zmiany tempa, głęboki growl i potężne brzmienie. Słuchając tych nagrań
przypominają mi się czasy, gdy po raz pierwszy wrzuciłem na ruszt „Impulse to
Dstroy”. Ci zawodnicy też niezbyt się zmienili od czasów, kiedy to dopiero
budowali swoją markę na deathmetalowej scenie. I właśnie dlatego ten split
sprawia mi tyle radochy. Bo jest przykładem konsekwencji, ortodoksji i upartego
dążenia do celu przez dwa niezależne składy z dwóch różnych kontynentów. Kurwa,
gdyby każdy potrafił tak sztywno trzymać się obranej na początku kariery
muzycznej ścieżki, gdyby każdy tak uparcie trzymał się określonych standardów i
szufladek, gdyby każdy miał w dupie postęp technologiczny i po prostu chciał
nakurwiać metal… Rozmarzyłem się… Idę otworzyć piwo i będę ten split
napierdalał w kółko przez cały wieczór. Łykam takie pozycje bez zadawanie
zbędnych pytań.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz