piątek, 29 kwietnia 2022

Recenzja Nunslaughter / Blood Split

 

Nunslaughter / Blood

 Split

Hells Headbangers 2022

Tych zespołów przedstawiać nikomu chyba nie trzeba. Zarówno Nunslaughter jak i Blood to klasyki, datujące swoje początki na drugą połowę lat osiemdziesiątych i mające na liście dokonać imponującą ilość muzycznych publikacji. Zatem zbędne wprowadzacze od razu sobie pominę, bo jeśli ktoś nazw nie kojarzy, to jest zwykłym ignorantem. Osiemnaście minut na wosku lub srebrnym dysku, trzy utwory w wykonaniu Amerykanów, cztery od Niemców, to zaserwuje nam w nadchodzącym miesiącu Hells Headabangers. Materiał ten został ubrany w wyjątkowo sugestywną okładkę, na której Diaboł leje ze zwisającego pindola ciepłym moczem na chrześcijaństwo. Obrazek to wymowny, bezpośredni i mogący u niektórych, zwłaszcza pseudointelektualisów, wzbudzać poczucie zażenowania. I dokładnie taka sama jest warstwa muzyczna tego wydawnictwa. Nunslaughter bezcześci prymitywnymi środkami w postaci mieszanki death, thrash i black metalu, serwując niezbyt wyszukane konstrukcje rodem z początku ich działalności, rzygając na religię i wszelkie świętości. Czego by nie mówić, ich podejście do grania śmierć metalu, bo to przecież zawsze ten gatunek był ich kręgosłupem, nie zmieniło się na przestrzeni lat ani o jotę. Tu ma być obrzydlistwo, nieogolone chamstwo i podtrzymywanie pierwotnych ideałów gatunku. Ekipa Son of the Dead’a doskonale potrafi połączyć brutalność i zadziorność z nutką staromodnej melodii, sprawić, by ich kompozycje chwytały bezpośrednio za gardło i zmuszały pozerów do odruchu wymiotnego. W zasadzie kto zna Nunslaughter, ten doskonale wie, czego się tu spodziewać, zatem jakakolwiek rekomendacja zdaje mi się w tym przypadku zbędna. Z kolei Blood… jak to Blood. Masują plecy kafarem w postaci dość kwadratowego death metalu, choć w odróżnieniu od poprzedników,  z większą ilością chwytliwych, wolniejszych fragmentów, przy których aż się chce łepetyną zatrząsnąć. Niczego odkrywczego tu nie ma, ot stary sprawdzony styl. Częste zmiany tempa, głęboki growl i potężne brzmienie. Słuchając tych nagrań przypominają mi się czasy, gdy po raz pierwszy wrzuciłem na ruszt „Impulse to Dstroy”. Ci zawodnicy też niezbyt się zmienili od czasów, kiedy to dopiero budowali swoją markę na deathmetalowej scenie. I właśnie dlatego ten split sprawia mi tyle radochy. Bo jest przykładem konsekwencji, ortodoksji i upartego dążenia do celu przez dwa niezależne składy z dwóch różnych kontynentów. Kurwa, gdyby każdy potrafił tak sztywno trzymać się obranej na początku kariery muzycznej ścieżki, gdyby każdy tak uparcie trzymał się określonych standardów i szufladek, gdyby każdy miał w dupie postęp technologiczny i po prostu chciał nakurwiać metal… Rozmarzyłem się… Idę otworzyć piwo i będę ten split napierdalał w kółko przez cały wieczór. Łykam takie pozycje bez zadawanie zbędnych pytań.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz