„Last
Contact”
Mortal
Music 2021
Z
czwartą płytką tego kwartetu zza wielkiego bajora mam delikatny problem, a
mianowicie nie wiem tak naprawdę co o niej napisać? Przesłuchałem ją dobrych
kilka razy, aby mi nic nie umknęło, poddałem analizie, przepuszczając te
dźwięki przez filtr moich gustów i upodobań, wziąłem pod uwagę wszystkie „za” i
„przeciw” i każdorazowo wyciągnięte przez mnie wnioski są praktycznie takie
same.„Last Contact” to taki akuratny, porządny, rzetelny, dobrze wyprodukowany
Black/Death Metalowy album, ale nic ponadto. Jak to na takich albumach najczęściej
bywa, beczki grzmocą soczyście, bas ciężko rzeźbi, dodając im siły wyrazu, riffy
są odpowiednio zagęszczone i dobrze wykonane, ale o jakiejś większej
różnorodności w tej materii możecie raczej zapomnieć. Podobnie ma się sprawa z
wokalem. Gardłowy trzyma poziom, ale poza standardy się nie wychyla, zarówno
jeżeli chodzi o poczerniałe growle, jak i okazjonalne, czyste śpiewy.
Poszczególne wałki zbudowane są najczęściej z agresywnych pasaży napędzanych
melodią skąpaną w oparach ciemności, ale głębszego mroku próżno tu szukać nawet
z gromnicą. Obowiązkowo musiało się także znaleźć miejsce dla podnoszącego z
lekka majestat tu i tam parapetu, no i oczywiście dla delikatnie zaznaczonych,
akustycznych miniatur, chujków (chórków znaczy się) schowanych w tle, oraz
kilku błyszczących nieco bardziej partii solowych. Sound tego materiału jest tłusty
i przestrzenny, choć chwilami nieco zalatuje formaliną, ale to w zasadzie norma
na współcześnie produkowanych albumach z taką muzą. Kilka ciekawych rozwiązań
można oczywiście na tym krążku wyłapać, zwłaszcza w sferze gitarowej
ornamentyki, jednak wszystkie one leżą w sferze detali, które giną najczęściej
w zalewie wspomnianej tu już wyżej akuratności. I to chyba wszystko na ten
temat. A cóż to oznacza w praktyce? Ano tyle, że Więdnąca Dusza wg mnie wyżej chuja
z tą płytką nie podskoczy, bo choć to muzyka całkiem przyjemna w obejściu, to
jednak w ostatecznym rozrachunku zbyt nijaka i mająca za mało własnego
charakteru. Przeciętny krążek jak na mój gust…podobnie zresztą, jak i ta
recenzja, czego jestem w pełni świadom. Uwierzcie mi jednak, że trudno pisać nieprzeciętnie,
o rzeczach tak do bólu przeciętnych, jak „Last Contact”.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz