sobota, 16 kwietnia 2022

Recenzja 200 STAB WOUNDS „Slave to the Scalpel”

 

200 STAB WOUNDS

„Slave to the Scalpel”

Maggot Stomp 2021

200 Stab Wounds, czyli Death Metalowy buldożer z Cleveland w stanie Ohio powraca ze swym pierwszym, pełnym albumem. O wydanej w 2020 roku Ep’ce tych rzeźników ze Stanów pisałem już na łamach naszego magazynu (kto nie miał okazji przeczytać, a jest zainteresowany, niech wpisze nazwę zespołu w wyszukiwarkę, a jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawi się ów artykuł). Jako że podobał mi się tamten materiał, toteż zrozumiałe jest, że gdy tylko w moje łapy wpadł ich debiutancki pełniak, to i dla niego musiało się znaleźć miejsce na stronicach Apocalyptic Rites. Do rzeczy zatem. „Slave to the Scalpel”, to naturalna kontynuacja i zarazem rozwinięcie stylu znanego z poprzednich materiałów zespołu. Ponownie obcujemy zatem z rytmicznym, ciężkim Metalem Śmierci opartym na klasyce gatunku. Masywne beczki gniotą przepięknie, tłusty bas szyjący grubym ściegiem zrywa skórę pasami, brutalne, mięsiste riffy poparte szalonymi, tnącymi do kości solówkami precyzyjnie wyrywają trzewia, robiąc z nich soczystą mielonkę, a klasycznie zorientowany, rasowy, krwisty growling przecudnie ryje beret. Mniej tu tym razem inspiracji Devourment (choć cały czas unosi się nad muzyką 200 Ran Kłutych niezaprzeczalnie ich duch). Środek ciężkości „Slave…” lokuje się natomiast zdecydowanie bliżej tradycyjnych, poniewierających okrutnie  produkcji SixFeet Under, Jungle Rot, Obituary, Skinless, Internal Bleeding i Cannibal Corpse. Prócz tego pojawiają się tu także pewne Thrash Metalowe niuanse i smaczki,  kierujące nasze myśli w stronę Slayer, Demolition Hammer, czy Dark Angel, co mnie osobiście w chuj odpowiada. en album zawiera doprawdy klasyczny Metal Śmierci przecudnej urody, który miażdży czaszki, łamie kręgosłupy i przechadza się po grobach swoich wrogów. Jego osią i fundamentem jest wzajemne oddziaływanie gniotącej równo i potężnie sekcji rytmicznej i ekspansywnych, atakujących słuchacza non stop, zagęszczonych wioseł. Kurwa, stary już jestem, słyszałem niejedno, ale takie granie zawsze wprowadza mnie w wyśmienity nastrój, spuszczając mi zarazem cudowny i niezmiennie pożądany przez mnie, śmiertelny wpierdol starej szkoły gatunku. Brzmienie jest oczywiście pełne, dosadne, jędrne i brutalne. Mimo jednak tego, że jest zwaliste i niezgorzej zagęszczone, posiada organiczny, przestrzenny  charakter i słychać doskonale, co rzeźbią poszczególne instrumenty. Zajebista bez dwóch zdań płyta, którą biorę na klatę i wszystkim maniakom US Old School Death Metalu mogę polecić z (nie)czystym sumieniem.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz