„Pan”
Northern
Silence Productions 2022
Z
muzyką Bilwis miałem okazję spotkać się po raz pierwszy w zeszłym roku, przy
okazji recenzowania Ep’ki „Sangewelt”, którą to na fizycznych nośnikach (Cd i
Mc) wydała wówczas Northern Silence Productions. Upłynął od tamtego czasu
trochę ponad rok i ten jednoosobowy, niemiecki hord powraca, tym razem ze swą
pierwszą, pełną płytą zatytułowaną „Pan”, którą pod swe opiekuńcze skrzydła
wzięła ponownie Północna Cisza. Cóż zatem zaprezentował nam tym razem Bilwis?
Zasadniczo to samo, co ostatnim razem. Myślę zresztą, że w przypadku tego
projektu nikt nie spodziewał się rewolucji, a jeżeli się spodziewał, to
zawiedzie się kurewsko. „Pan” to bowiem trochę ponad 51 minut epickiego,
atmosferycznego Black Metalu o lekko symfonicznym szlifie. Twórczość ta, sama w
sobie na kolana może nie rzuca, gdyż oparta jest w większości na wypracowanych
dawno temu wzorcach, ale słychać wyraźnie, że osoba odpowiedzialna za ten band
dobrze czuje się w tej stylistyce, rzeźbi w niej szczerze i z pasją, więc
efekty jego pracy są bardziej niż satysfakcjonujące. Porównując ze sobą oba
wydawnictwa zespołu, nie da się także nie usłyszeć, że „Pan” jest materiałem zdecydowanie
ciekawszym, a przynajmniej tak mi się wydaje. Poszczególne kompozycje są
odważniejsze, lepiej zbudowane i wykorzystują szerszy wachlarz wpływów. Jeżeli zaś
chodzi o sprawy czysto warsztatowe, to również widać progres. Warstwa
instrumentalna jest bowiem na tej płycie zdecydowanie bogatsza, co najlepiej
oddają partie wiosła. Riffy są ciekawsze, posiadają nieco bardziej złożoną
strukturę, pojawiły się dobre solówki o narracyjnym charakterze, a i kilka
fajnych, zdobnych niuansów również odnajdziemy w gitarowej tkaninie
wypełniającej tę płytkę. Lepiej wypadają także linie klawisza i wszelakie,
nadające tej płycie nieco ludowo-baśniowego klimatu dodatki (kobiecy wokal, czy
też akustyczne zagrywki). Całkiem niezła to płytka, o ile ktoś lubi od czasu do
czasu zanurzyć się w takie dźwięki. Szkoda, że automat perkusyjny, który tu
użyto, odstaje trochę od całej reszty
(podobnie zresztą było też na poprzedniej produkcji Bilwis) i to zarówno jeżeli
chodzi o jego kartonowe, płaskie brzmienie, jak i mocno jednostajną strukturę.
Ten element zdecydowanie wymaga poprawy na kolejnych wydawnictwach. Może warto
by pomyśleć nad jakimś pałkerem z krwi i kości, choćby sesyjnym? Przyjemna,
relaksująca płytka. Taka w sam raz, aby przy jej dźwiękach poleżeć trochę do
góry kołami.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz