Beyond Mortal Dreams
“Abominations of the Flames”
Lavadome Prod. 2022
“A ty w ogóle to jeszcze słuchasz death metalu, czy
już tylko gruzu?”. Takim oto pytaniem poczęstował mnie ostatnio znajomy. W
sumie jak się tak zastanowić, to nie do końca było ono bezzasadne, gdyż w
rzeczy samej, od długiego czasu preferuję zapleśniałą piwnicę a klasyczny death
trafia do mojego odtwarzacza jakby rzadziej niż jeszcze dziesięć, piętnaście
lat temu. Trafiają się jednak płyty, które nadal potrafią mnie zaintrygować i
przypomnieć, że ten gatunek nadal ma bardzo wiele do zaoferowania. Przykładem
takiego właśnie krążka jest nowy materiał australijskiego Beyond Mortal Dreams,
na który to panowie kazali sobie czekać, bagatela, czternaście lat. „Abominations
of the Flames” to w zasadzie bardzo ciekawa przekrojówka lat
dziewięćdziesiątych. Poza blastującymi lub bardzo szybkimi partiami mnóstwo tu
zwolnień, przejść i płynnego przechodzenia z riffu w riff, ciekawych,
rozbudowanych solówek i wokalnych dialogów. Zdecydowanie najwięcej słyszę tu
elementów szkoły amerykańskiej, i mam na myśli głównie Morbid Angel z okolic
„Formulas…” oraz wczesnego Nile. Panowie z Adelaidy w podobny sposób budują w
swoich kompozycjach dość duszny, bagienny klimat potęgowany dodatkowo bardzo
niskim, ale nie nieczytelnie bulgotliwym, wokalem. To jednak składnik główny,
natomiast pomniejszych dodatków jest tu zdecydowanie więcej. Dzięki umiejętnemu
dozowaniu partii klawiszowych Beyond Mortal Dreams wchodzą chwilami w nieco
kosmiczne rejony znane chociażby z Nocturnus czy Mithras, lecz robią to po
swojemu, bez dosłownego naśladownictwa. Ciekawe rzeczy dzieją się także na
wokalach, które poza różnymi barwami growla potrafią zaskoczyć, także w starannie
dawkowanych ilościach, barwą elektroniczną, na styl „Focus” Cynica. To wszystko
sprawia, że drugi album kangurów pełen jest elementów zaskakujących i
niecodziennych, a jednocześnie nadal głęboko tkwi w klasyce gatunku. Bardzo
zgrabnie został ten materiał także wyprodukowany. Brzmi niby czysto i
selektywnie, ale nadal bardzo gęsto i bynajmniej nie sterylnie. Cóż więcej
można dodać… „Abominations of the Flames” to zdecydowanie krążek na
przynajmniej kilka posiedzeń. Krążek, który nie ma może drugiego dna i od razu
wykłada karty na stół, lecz bynajmniej nie nudzi i potrafi w sposób świeży i
wiarygodny wskrzesić klimat sprzed ćwierć wieku. Tak więc gruz – owszem, ma
pierwszeństwo, ale takich albumów jak dwójka Beyond Mortal Dreams: przemilczeć
nie można.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz