czwartek, 14 kwietnia 2022

Recenzja Beyond Mortal Dreams “Abominations of the Flames”

 

Beyond Mortal Dreams

 “Abominations of the Flames”

Lavadome Prod. 2022

“A ty w ogóle to jeszcze słuchasz death metalu, czy już tylko gruzu?”. Takim oto pytaniem poczęstował mnie ostatnio znajomy. W sumie jak się tak zastanowić, to nie do końca było ono bezzasadne, gdyż w rzeczy samej, od długiego czasu preferuję zapleśniałą piwnicę a klasyczny death trafia do mojego odtwarzacza jakby rzadziej niż jeszcze dziesięć, piętnaście lat temu. Trafiają się jednak płyty, które nadal potrafią mnie zaintrygować i przypomnieć, że ten gatunek nadal ma bardzo wiele do zaoferowania. Przykładem takiego właśnie krążka jest nowy materiał australijskiego Beyond Mortal Dreams, na który to panowie kazali sobie czekać, bagatela, czternaście lat. „Abominations of the Flames” to w zasadzie bardzo ciekawa przekrojówka lat dziewięćdziesiątych. Poza blastującymi lub bardzo szybkimi partiami mnóstwo tu zwolnień, przejść i płynnego przechodzenia z riffu w riff, ciekawych, rozbudowanych solówek i wokalnych dialogów. Zdecydowanie najwięcej słyszę tu elementów szkoły amerykańskiej, i mam na myśli głównie Morbid Angel z okolic „Formulas…” oraz wczesnego Nile. Panowie z Adelaidy w podobny sposób budują w swoich kompozycjach dość duszny, bagienny klimat potęgowany dodatkowo bardzo niskim, ale nie nieczytelnie bulgotliwym, wokalem. To jednak składnik główny, natomiast pomniejszych dodatków jest tu zdecydowanie więcej. Dzięki umiejętnemu dozowaniu partii klawiszowych Beyond Mortal Dreams wchodzą chwilami w nieco kosmiczne rejony znane chociażby z Nocturnus czy Mithras, lecz robią to po swojemu, bez dosłownego naśladownictwa. Ciekawe rzeczy dzieją się także na wokalach, które poza różnymi barwami growla potrafią zaskoczyć, także w starannie dawkowanych ilościach, barwą elektroniczną, na styl „Focus” Cynica. To wszystko sprawia, że drugi album kangurów pełen jest elementów zaskakujących i niecodziennych, a jednocześnie nadal głęboko tkwi w klasyce gatunku. Bardzo zgrabnie został ten materiał także wyprodukowany. Brzmi niby czysto i selektywnie, ale nadal bardzo gęsto i bynajmniej nie sterylnie. Cóż więcej można dodać… „Abominations of the Flames” to zdecydowanie krążek na przynajmniej kilka posiedzeń. Krążek, który nie ma może drugiego dna i od razu wykłada karty na stół, lecz bynajmniej nie nudzi i potrafi w sposób świeży i wiarygodny wskrzesić klimat sprzed ćwierć wieku. Tak więc gruz – owszem, ma pierwszeństwo, ale takich albumów jak dwójka Beyond Mortal Dreams: przemilczeć nie można.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz