niedziela, 24 kwietnia 2022

Recenzja ROTTING KINGDOM & ENCOFFINATION „Wretched Enigma of Salvation”

 

ROTTING KINGDOM & ENCOFFINATION

„Wretched Enigma of Salvation” (Split)

Selfmadegod Records 2022

Grubym splitem poczęstował nas pod koniec lutego tego roku Karol i jego Selfmadegod Records. Na materiale tym znalazły się bowiem dwa, w chuj miażdżące akty zza wielkiej kałuży, a mianowicie Death/Doom Metalowy Rotting Kingdom i plugawy, śmiertelny wymiot z samego dna piekieł, czyli Encoffination. Myślę, że żadnego z tych zespołów nie trzeba specjalnie przedstawiać, gdyż zacne to hordy. Jeżeli jednak znalazłby się tu ktoś taki, kto nie bardzo wie, o co kurwa kaman, to proponuję czym prędzej nadrobić zaległości i nie przyznawać się w towarzystwie do swej niewiedzy, bo to w przypadku tych dwóch kapel naprawdę nie przystoi. Ba, nie przystoi to delikatnie powiedziane, taka niewiedza (nie chcę mówić, że ignorancja) zalatuje wręcz pozerstwem. Dobra, wystarczy tego jebanego moralizatorstwa. Przejdźmy teraz do merytorycznej oceny tegoż wydawnictwa. Napiszę krótko: kurewsko zajebisty split! Rozpoczyna go Rotting Kingdom, który w swych dwóch wałkach prezentuje, jak już na początku nadmieniłem, wyśmienity, tłusty Death/Doom Metal, który gniecie bardzo konkretnie. Słychać w ich muzyce wibracje charakterystyczne dla najlepszych, klasycznych już dziś, pierwszych produkcji Paradise Lost, czy My Dying Bride, choć i Evoken, Novembers Doom, Ahab, Mourning Beloveth (zwłaszcza jeżeli chodzi o niski, grobowy growling), czy Death/Doom Metalowe produkcje Runemagick także odcisnęły niezaprzeczalnie swoje piętno na twórczości Gnijącego Królestwa. Ponura, ciężka muza przecudnej urody. Ręka sama bezwiednie sięga po sznur. Druga połowa tego wydawnictwa to natomiast parszywy, wgniatający w cuchnącą rozkładem glebę, Death Metalowy obrzęd gloryfikujący powolną, bolesną śmierć i jej najbardziej plugawe aspekty. Muzyka Encoffination jak zawsze zalatuje trupem, zepsutą krwią i dusznym aromatem cmentarnych kadzideł. Kurwa, ci panowie zawsze robili mi dobrze. Nie inaczej jest także i tym razem. Produkowane przez nich dźwięki leżące gdzieś na przecięciu tego, co robili, lub nadal robią Disembowelement, Incantation, Grave Miasma, Spectral Voice, Swallowed, Father Befouled, czy w pewnym stopniu Impetuous Rituali Grave Upheaval okrutnie mieszają mnie z błotem, a ja przyjmuję je z otwartymi ramionami (chciałem pierwotnie napisać, że z otwartym odbytem, ale to zabrzmiałoby chyba zbyt pretensjonalnie, a poza tym sugerowałoby nieprawdę) i masochistyczną wręcz przyjemnością. Przytłaczający, rozrywający na strzępy krążek. Jak dla mnie, do chuja Wacława, to zakup obowiązkowy.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz