MUTILATRED
“Determined To Rot”
Redefining Darkness Records (2022)
Nie miałem do tej pory do czynienia z twórczością
pochodzącego z Toledo w Ohio Mutilatred. Ne wiedząc czego się spodziewać
podszedłem do „Determined To Rot” bez większych oczekiwań, a moja błoga
niewiedza (poza tym, że panowie grają death metal) została nagrodzona
satysfakcją. Drugi krążek Amerykanów okazał się porcją bardzo konkretnego
wpierdolu, w wydaniu raczej niemodnym w ostatnich latach. Muzycy Mutilatred
hołdują raczej bardziej brutalnemu obliczu tego gatunku, ale tym w wersji
dalekiej od klinicznego brzmienia i triggerowanej perkusji. Kłaniają się tutaj
raczej dokonania nowojorskiej scen spod znaku Pyrexii czy nawet sceny
chicagowskiej – nieco bardziej siłowej i grubo ciosanej. Żaden to zarzut
oczywiście. „Detemined To Rot” to niespełna 40 minut intensywnej, ciężkiej
muzyki, gęsto łupanej, opartej raczej na prostych motywach, które nie szukają
technicznej finezji, ani przesadnego groovu. Spod masywnej ściany dźwięku raz
po raz wydobywają się schematy, w których można doszukać się inspiracji Morbid
Angel czy Cannibal Corpse, które skutecznie chronią twórczość Mutilatred przed
monotonią czy jednostajnością. Potężny growling, selektywne, ale dalekie od
sterylności brzmienie, a przede wszystkim fakt, że grupa umiejętnie inspiruje
się wieloma pomniejszymi niszami metalu śmierci przekłada się na jakość
całości. „Determined To Rot” choć dalekie od wybitności świadczy o muzycznej
świadomości tego kwartetu. To, że Mutilatred ze swoją muzyką stoją w pajęczym
rozkroku pomiędzy slamem, brutalnym death metalem i jego bardziej klasycznym
obliczem i umiejętnie to splotło 13 zwięzłych, dość jednorodnych kompozycji
zaowocowało materiałem bezpretensjonalnym, do którego niespecjalnie można się
przyczepić, po prostu dobrym. I tak też go odbieram. Na półce go nie postawie,
nie wiem, czy będę do niego wracał w dalszej przyszłości, ale na te kilka
kolejnych okrążeń przysiądę z niekłamaną przyjemnością.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz