poniedziałek, 20 listopada 2023

Recenzja Forbidden Tomb „Flame Of The Iniquitous Deity”

 

Forbidden Tomb

„Flame Of The Iniquitous Deity”

Morbid Chapel 2023

Forbidden Tomb to jednoosobowy projekt z Indonezji. Do życia powołany został chyba około 2020 roku, gdyż w tymże właśnie ukazało się jego pierwsze demo. Obecnie nasza rodzima Morbid Chapel pragnie przybliżyć trzeci album tej kapeli, wydając go na CD, bo jak na razie można było z nim obcować, słuchając w wersji digital. Osobiście spotkałem się już z Forbidden Tomb przy okazji recenzowania jego splitu z Nansarunai. Niestety tamta randka nie należała do zbyt udanych. Co się zmieniło i czego potencjalny odbiorca może spodziewać się po nagranym w 2022 „Flame Of The Iniquitous Deity”? Niezmiennie jest to raw black metal, który mocno zalatuje piwniczną stęchlizną, a lodu w nim na drugą Antarktydę by starczyło bez dwóch zdań. Pozycja ta, to poza przerażającym intrem, osiem numerów podana za pomocą zimnych gitar, „pudełkowej” perkusji i basu, którego niemalże nie słychać, bo tonie w zalewie tej zamieci śnieżnej. Muzyka Indonezyjczyka to proste riffy i tremolo, które poza wolniejszym „Shrine Of Depravity”, płyną w średnim tempie, w powtarzalnym rytmie i z niezbyt wyszukaną finezją. Szorstkie melodie, lodowate brzmienie i brudna produkcja to już norma, jeżeli chodzi o ten zespół. Element niesamowitości temu materiałowi nadają specyficzne wokale, które wydają się być upiornym szumem, który dodatkowo doczernia to wydawnictwo, ale też posiada charakter bardziej kolejnego instrumentu niż zwyczajowego wrzasku wydobywającego się z ludzkiego gardła. Ogólnie rzecz biorąc, black metal w wykonaniu Forbidden Tomb nie jest niczym nowym ani odkrywczym. To ascetyczne i pozbawione jakichkolwiek fanfar satanistyczne granie, do tego stopnia, że w niektórych momentach, tak jak w przypadku splitu z 2021 roku, sprawia wrażenie, iż wykonywane jest przez dziecko, co delikatnie burzy odbiór. Niemniej jednak mały rozwój w kompozycjach tego muzyka jest zauważalny, a black metal spod znaku low-fi rządzi się swoimi specyficznymi prawami. Albo się ten gatunek lubi, albo nie. Musicie wybrać sami. Ci, którzy zdecydują się na zapoznanie, będą mieli okazję usłyszeć cover Satanic Warmaster, zamykający tą płytę „The Burning Eyes Of The Werewolf”. Wielbicieli surowizny zachęcać chyba nie muszę.

shub niggurath

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz