Forbidden
Tomb
„Flame
Of The Iniquitous Deity”
Morbid
Chapel 2023
Forbidden
Tomb to jednoosobowy projekt z Indonezji. Do życia powołany został chyba około
2020 roku, gdyż w tymże właśnie ukazało się jego pierwsze demo. Obecnie nasza
rodzima Morbid Chapel pragnie przybliżyć trzeci album tej kapeli, wydając go na
CD, bo jak na razie można było z nim obcować, słuchając w wersji digital.
Osobiście spotkałem się już z Forbidden Tomb przy okazji recenzowania jego
splitu z Nansarunai. Niestety tamta randka nie należała do zbyt udanych. Co się
zmieniło i czego potencjalny odbiorca może spodziewać się po nagranym w 2022
„Flame Of The Iniquitous Deity”? Niezmiennie jest to raw black metal, który
mocno zalatuje piwniczną stęchlizną, a lodu w nim na drugą Antarktydę by
starczyło bez dwóch zdań. Pozycja ta, to poza przerażającym intrem, osiem
numerów podana za pomocą zimnych gitar, „pudełkowej” perkusji i basu, którego
niemalże nie słychać, bo tonie w zalewie tej zamieci śnieżnej. Muzyka
Indonezyjczyka to proste riffy i tremolo, które poza wolniejszym „Shrine Of
Depravity”, płyną w średnim tempie, w powtarzalnym rytmie i z niezbyt wyszukaną
finezją. Szorstkie melodie, lodowate brzmienie i brudna produkcja to już norma,
jeżeli chodzi o ten zespół. Element niesamowitości temu materiałowi nadają
specyficzne wokale, które wydają się być upiornym szumem, który dodatkowo
doczernia to wydawnictwo, ale też posiada charakter bardziej kolejnego
instrumentu niż zwyczajowego wrzasku wydobywającego się z ludzkiego gardła.
Ogólnie rzecz biorąc, black metal w wykonaniu Forbidden Tomb nie jest niczym nowym
ani odkrywczym. To ascetyczne i pozbawione jakichkolwiek fanfar satanistyczne
granie, do tego stopnia, że w niektórych momentach, tak jak w przypadku splitu
z 2021 roku, sprawia wrażenie, iż wykonywane jest przez dziecko, co delikatnie
burzy odbiór. Niemniej jednak mały rozwój w kompozycjach tego muzyka jest
zauważalny, a black metal spod znaku low-fi rządzi się swoimi specyficznymi
prawami. Albo się ten gatunek lubi, albo nie. Musicie wybrać sami. Ci, którzy
zdecydują się na zapoznanie, będą mieli okazję usłyszeć cover Satanic Warmaster,
zamykający tą płytę „The Burning Eyes Of The Werewolf”. Wielbicieli surowizny
zachęcać chyba nie muszę.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz