Sathanas / DeathEpoch
„Hellspawn Hegemony”
Putrid Cult 2023
Minął rok z haczykiem od chwili ukazania się splitu
DeathEpoch z Upon the Altar, więc czas nadszedł najwyższy, by panowie Morgul i
Lord Kaos o sobie przypomnieli. Także splitowo, i to w nie byle jakim
towarzystwie. Sathans chyba wszyscy znają, więc zasług tego działającego od
ponad trzydziestu lat zespołu wymieniać nie zamierzam. Powiem tylko, że fakt,
iż Amerykańska legenda z chęcią zgodziła się na dzielenie krążka z niezbyt długo
przecież działającym DeathEpoch, jest dla mnie niemałym zaskoczeniem. O czym to
świadczy? Niech każdy odpowie sobie sam. Nie pierwszy to przypadek, kiedy nasze
zespoły są bardziej doceniane za granicą niż na krajowym, pełnym szczekających
kundelków podwórku. Do rzeczy jednak. Wydawnictwo otwierają Sathanas z
pięcioma, trwającymi łącznie siedemnaście minut numerami. Trzeba przyznać, że
kolesie, pomimo upływu lat, w ogóle się nie starzeją i powietrze z nich nie
schodzi. Otrzymujemy od nich solidną porcją death / black metalu z wyraźnie
thrashowym sznytem. Zdecydowanie bliżej im pod względem inspiracji do pierwszej
fali, zwłaszcza biorąc pod uwagę kostkowanie i struktury utworów. Nie ma tu
gnania na złamanie karku, są za to przemyślane i dopracowane harmonie w średnim
tempie, nawiązujące do protoplastów black metalu. Zresztą o czym my mówimy,
skoro panowie pierwsze demówki nagrywali jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych.
Sporo w tych kompozycjach chwytliwych, rytmicznych akordów, klasycznych solówek
i zapachu siarki. Sathanas mentalnie zatrzymali się w okresie, który wielu
starych załogantów wspomina z łezką w oku. Te nagrania to klasyczny przykład
metalu „jak za dawnych czasów”, i bynajmniej nie jest to w tym przypadku
wyświechtany slogan reklamowy. Co cieszy mnie najbardziej, to fakt, iż Tucker i
spółka nie wrzucają na swoje wydawnictwa żadnych zapychaczy. Każda z pięciu
piosenek na „Hellspawn Hegemony” trzyma równy wysoki poziom i jest, przede
wszystkim, środkowym palcem wystawionym w kierunku nowoczesności. Ja tu pytań
nie mam żadnych. Kiedy dochodzą nas dźwięki dziecięcej pozytywki, zagłuszane po
chwili przez wojenne odgłosy, wiadomo, że do głosu dochodzi DeathEpoch.
Niezaprzeczalnie nasz duet bardzo szybko wykreował własny, rozpoznawalny styl,
łącząc ze sobą ekstremę z dwóch różnych biegunów. Z jednej, mamy w ich utworach
warmetalowy rozpierdol, chwilami ocierający się o chaos, zwłaszcza we
fragmentach blastujących, podkręcanych dodatkowo wściekłymi solówkami, ale i
nie stroniący od masywnych zwolnień z wyrazistym, wkurwionym riffowaniem. Efekt
apokaliptycznego obrazu potęgują przewijające się w tle klawiszowe tła, mroczne
i złowieszcze. W przypadku nowych kompozycji mam wrażenie, jakby panowie nieco
odpuścili bezpośrednie inspiracje z Blasphemy i im podobnych, a sięgnęli
głębiej do klasyki. Wprowadzili też kilka elementów mocno niestandardowych,
które potrafią z lekka zaszokować. No posłuchajcie na przykład takiego „I.H.S.”
ze świdrującym motywem gitarowym w środkowej części. Opad szczęki gwarantowany.
Oczywiście nie zapomnieli przy tym o odpowiednim przybrudzeniu, a raczej
osmoleniu, swojego brzmienia, będącego chwilami do bólu przybijającym a
jednocześnie odpowiednio selektywnym, stojącym daleko od pojęcia „ściany
dźwięku”. Oczywiście temu czysto
metalowemu obliczu DeathEpoch nadal towarzyszą elementy ciężkiej elektroniki,
różnego rodzaju chore sample i wojenne eksplozje. I nie są one bynajmniej
wepchnięte na chama, tylko w sposób znaczny wpływają na całokształt tworzonego
przez muzyków mrocznego obrazu końca wszystkiego. Ostatnim elementem
potęgującym jego grozę są guturalne wokale Lorda Kaosa, który tradycyjnie
wyrzyguje nieczytelne frazy w dla siebie tylko charakterystyczny, demoniczny
sposób. Ten materiał to, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, czyste zło.
Natomiast cały split to kolejne wydawnictwo, które na półce mieć trzeba. Innej
opcji nie przyjmuje do świadomości. Śmierć, pożoga, totalna dewastacja.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz