środa, 22 listopada 2023

Recenzja VALGRIND „Millennium of Night Bliss”

 

VALGRIND

„Millennium of Night Bliss”

Memento Mori 2023

Włoski Valgrindod zawsze robił mi dobrze i wcale nie zamierzam tego ukrywać. Co prawda, po romansie z poprzednim ich materiałem („Condemnation”), miałem pewne obawy, czy aby panowie na następnym krążku nie zapędzą się w niepożądane przez mnie rejony, ale już pierwsze minuty tegorocznego, piątego w kolejności albumu długogrającego makaroniarzy wyleczyły mnie z mych niepokoi i lęków. „Millennium of Night Bliss” przypierdolił mi bowiem bezceremonialnie prosto w ryj i sponiewierał tak, że odbiła mi się gorzała wypita tuż przed bierzmowaniem. Tak więc piąteczka Valgrind zawiera oparty na najlepszych, oldschool’owych standardach, technicznie zaawansowany, wyśmienity Metal Śmierci, który niszczy wszystko, co w drogę mu wchodzi i jeńców brać nie zamierza. Nadal napotkamy na tej płycie nawiązania do najlepszych produkcji Morbid Angel, Pestilence, Monstrosity, Nocturnus, czy Immolation, jednak kwartet z Italii bazując na owych inspiracjach tworzy zdecydowanie muzykę o własnej tożsamości i nie ogląda się na innych, dzięki czemu „Millenium…” brzmi niczym zaginiony klasyk Death Metalu z pierwszej połowy lat 90-tych. Beczki sieją tu cudowny, klasyczny rozpierdol nie stroniąc przy tym od połamanych rytmów, czy konkretnie pokręconych rozwiązań. Wyrazisty, pulchny bas wyciska wnętrzności niczym cytrynę, wywijając przy tym chwilami wręcz niesamowicie, a bluźniercze, jadowite wokalizy przypominające barwą i sposobem artykulacji skrzyżowanie Davida Vincenta z Martinem Van Drunenem szepcząc czule, podstępnie wlewają w nasze narządy słuchu trującą żółć i żrący kwas. Wiosła celowo zostawiłem na koniec, gdyż to, co wyprawiają tu Massimiliano, Umberto i Daniele sprawia, że kopara opada, rozbijając się o glebę z głuchym trzaskiem. Przeszywające, mięsiste, tłuste riffy rozrywają z potworną siłą, wyśmienite partie solowe o Heavy Metalowych krawędziach chłoszczą bezlitośnie, a gdy dodamy do tego wibrującą, miażdżącą melodykę, jaka wylewa się ze struktur tej płyty, wyborne, rozdzierające harmonie, całą masę zdobnych falbanek, koronkowych żabotów i bogatych, gitarowych ornamentów, to okaże się, że to, co wyprawiają tu wioślarze ociera się wręcz o pieprzoną, śmiertelną wirtuozerię. Na tegorocznym krążku Valgrind odnajdziemy również całą masę zajebistej, klasycznej, korzennej, Thrash Metalowej artylerii zatopionej w tym śmiertelnym monolicie i bez zbędnego pierdolenia powiem Wam, że niewiele jest dziś zespołów, które potrafią Thrash Metalowe szaleństwo tak umiejętnie i po mistrzowsku połączyć z klasycznym Death Metalem starej szkoły. Wyborny album, w którego bebechy zdecydowanie warto się zanurzyć. Tym razem na kolejny album Włochów będę już czekał bez żadnych obaw, czy sercowych rozterek, a „Tysiąclecie…” sprawiło, że czekać będę z niecierpliwością.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz