„Mazzaroth”
Testimony
Records 2023
Pierwszego
longa szwedzkiego ansamblu Sodomisery, który ukazał się trzy lata temu, nie
miałem okazji usłyszeć. Trochę szkoda. W tym roku ukazała się bowiem druga
płyta tego zespołu, a ja nie mam żadnego punktu odniesienia, więc przepraszam,
ale nie będę w stanie stwierdzić, czy zespół poczynił postępy, czy też nie.
Teoretycznie mógłbym posłuchać ich jedynki w sieci i byłoby po sprawie, jednak
nie bardzo mam na to czas, a poza tym, to co usłyszałem na albumie nr 2 grupy
ze Sztokholmu, jakoś w zachwyt mnie nie wprawiło, więc tym bardziej nie chciało
mi się grzebać w archiwaliach. „Mazzaroth”, czyli rzeczony drugi krążek
Sodomisery zawiera prawie 36 minut fachowego, rzetelnego, doprawionego melodią
Death/Black Metalu, który miłośnikom twórczości Dissection, Thulcandra, Dark
Tranquillity, późniejszych płyt Hypocrisy, a może i nawet Amon Amarth powinien
przypaść do gustu. Jest w tych dźwiękach niezgorszy ciężar, sporo chłodu,
agresji i jadowitych wibracji, więc obcowanie z tym materiałem jest bardzo
przyjemne. Zwłaszcza wiosła szyją wybornie, a ich partie robią nieliche
wrażenie. Obok zadziornych, zimnych, zjadliwych riffów z Thrash’owym zacięciem gitara
wycina tu również świetne, dopracowane solówki, a także zapuszcza się odważnie
na terytoria bardziej progresywne i czerpie z nich sporo esencjonalnych
zagrywek, które następnie umiejętnie wplata w całość, dopasowując je zarazem do
całkiem zgrabnej, z lekka zawiesistej atmosfery tej produkcji. Beczki, czy bas,
podobnie zresztą, jak i wokal także bardzo rzetelnie robią swoje, ale to
właśnie wiosło kradnie im na tej płycie prawie cały show. No i jest jeszcze
harcujący, dosyć obficie użyty parapet, którego partie przypominają niekiedy
Dimmu Borgir, bądź Cradle of Filth. Dla jednych będzie to zaleta i ważny punkt
tego albumu. Dla mnie jest raczej odwrotnie. Uważam, że jest go tu za dużo. Tak
częste jego użycie miast podkręcać tajemniczy, majestatyczny klimat tego
krążka, niepotrzebnie go dosładza i zmiękcza. Myślę, że ten materiał śmiało
obroniłby się bez tak nagminnego korzystania z klawisza. Podobnie zresztą ma
się sprawa z czystymi wokalami. Tak więc „Mazzaroth” to wg mnie krążek fachowy
i konkretny, ale nic więcej. Odsłuch nie nastręcza problemów i sprawia dużo
frajdy, jednak żadnych, głębszych doznań nie oferuje. Jeżeli zatem szukacie
albumu dobrze skomponowanego, odegranego i wyprodukowanego, ale zarazem
przystępnego i nieskomplikowanego w obejściu, to tegoroczna propozycja
Sodomisery jest dla Was. Ja mam nieco wyższe oczekiwania, więc sobie tę płytkę
bez żalu odpuszczam.
Hatzamoth
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz