poniedziałek, 6 listopada 2023

Recenzja Okrütnik „Krwawy Pontyfikat”

 

Okrütnik

„Krwawy Pontyfikat”

Ossuary Rec. 2023

Debiutancki album zespołu z Wielkopolski zapamiętałem głównie z jednego powodu. Była tam okrutnie (nomen omen) okrutna ballada, która kładła się cieniem na cały, skądinąd całkiem przyzwoity, krążek. Nie mniej jednak ciekaw byłem „Krwawego Pontyfikatu”, bo zakładałem, że albo zespół wyciągnął wnioski z pomyłek żółtodzioba, albo znów będzie nieco śmiesznie. Na szczęście, chyba i dla mnie i dla chłopaków, okazało się, że poprawną odpowiedzią jest bramka numer jeden. Okrütnik nieco przetasował skład, wymieniając siłę napędową oraz śpiewaka. W obu przypadkach zmiana ta wychodzi zespołowi zdecydowanie na dobre. „Krwawy Pontyfikat” (chyba wszyscy będą wiedzieli o który chodzi bez słuchania odpowiedzi w introdukcji) to spory krok wprzód w muzycznym rozwoju Okrütnika. Można nawet powiedzieć, że skok, bowiem nowe piosenki przy tych z „Legion Antychrysta” wyglądają jak półzawodowy kolarz przy pięciolatku, kręcącym pierwsze metry na czterech kółkach. Najwyraźniej panowie nie przespali tych trzech lat i solidnie szlifowali swój techniczny warsztat. Gatunkowo pozostajemy na miejscu, czyli w rejonach około thrashowch z wyraźnymi heavymetalowymi naleciałościami. Kompozycje na „Krwawym Pontyfikacie” są dojrzałe i przemyślane, pełne jadowitych akordów i dość śpiewnych melodii rodem z lat osiemdziesiątych. Słychać, że to właśnie ta epoka wywarła na młodych umysłach najsilniejsze piętno, a że nauka nie poszła w las, przy słuchaniu tych ośmiu kawałków niejednokrotnie zechcecie zarzucić grzywką lub powycinać solówki na niewidzialnej gitarze. Jeśli już przy tym jesteśmy, to przyznać należy, że partie solowe są tutaj ponadprzeciętnie dobre. To nie są jakieś na siłę wrzucone popisy, ale naturalnie wzbogacające całość ornamenty, stanowiące jednocześnie dowód na pot, i może też łzy, wylane litrami w sali prób. W muzyce Okrütnika przewijają się także chwilami inspiracje płynące z black metalu w wydaniu Quorthonowym. Niech najlepszym tego przykładem będzie „Wdowa po Rzeźniku”, będąca hołdem dla mistrza niemal bliźniaczo podobnym do Furiowego „Zamawiania”, z bardzo chwytliwym, bujającym motywem. Wspomniałem na wstępie o zmianach w składzie. Nowy wokalista daje temu albumowi dokładnie takie wykończenie, na jaki zasługuje. Głoś Marcina jest mocny, niejednolity i bardzo umiejętnie lawirujący między tonacjami, z klasycznymi piskami włącznie. Tenże element w zasadzie zamyka listę roszczeń i wyklucza jakiekolwiek wystawiające zespół na docinki ekspertów niedociągnięcia. Nie powiem jeszcze, że „Krwawy Pontyfikat” to krajowa ekstraklasa. To jeszcze nie ta liga, ale jeśli postęp między najnowszym wydawnictwem a kolejnym pełniakiem będzie tak samo wyraźny, to kto wie, czy zespół z niepozornego szaraczka nie przeobrazi się w coś naprawdę znaczącego. Ja tym młodym chłopakom życzę jak najlepiej. Wy natomiast sprawdźcie sobie rzeczony materiał, bo warto.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz