Grotesquerie
„Composed Beyond
Recognition”
Behind the Mountain 2023
Nie jestem fanem gore/grindu. Dziewięćdziesiąt
procent zespołów z tego gatunku brzmi dla mnie identycznie i niczym się nie
wyróżnia z tłumu zombiaków. Mam tak w zasadzie od chwili, kiedy to znajomy,
lata temu, przyniósł mi jakąś płytę, już nawet nie pamiętam co to było, i każdy
z kilkunastu numerów zaczynał się dokładnie tak samo. Aż sobie w pewnej chwili
pomyślałem, że sobie chłop robi jaja. Na szczęście czasem się przemogę i trafię
na zespół z grona pozostałych dziesięciu procent, a takim zapewne jest
szwajcarski Grotesquerie. Co prawda muzyka tych panów, poza wspomnianym gore/grindem,
ma solidny deathmetalowy kręgosłup, i chyba właśnie to w tym przypadku robi mi
cholerną różnicę. Oczywiście nie ma na „Composed Beyond Recognition” nic
odkrywczego, jednak ilość poszczególnych składników została tu dobrana w sposób
dla mnie idealny. Siedemnaście kompozycji, niecałe dwadzieścia trzy minuty. Kto
umie liczyć lepiej niż prezydent, szybko skonstatuje, iż nie ma tu pierdolenia
w bęben. Numery na tym krążku są konkretne i zawierają pomysły w formie
skondensowanej. Czyli bez niepotrzebnych wypełniaczy czy dłużącym się
powtarzaniem tych samych linijek. Wiem co myślicie. Że to jednolity napierdol
od początku do końca. A chuja prawda! Sam się zdziwiłem, ile zamieszczono tu
utworów w tempie średnim, lub nawet wolniejszym. Grotesquerie potrafią ostro
dopierdolić, oj tak. Ale tak samo umiejętnie poddusić, skusić do tańca punkowym
d-beatem czy rozerwać na strzępy wyjebistym deathmetalowym riffem. No i właśnie
o te riffy mnie się tu rozchodzi, bowiem, wierzcie mi, każdy z numerów to istna
torpeda. Wypuszczona na krótki dystans, błyskawicznie się uzbrajająca i
rozpierdalająca wszystko w pizdziet. Owszem, znajdzie się na tych nagraniach
kilka patentów przypominających Impetigo czy Haemorrhage (sami sobie zresztą
dobierzcie odpowiednią nazwę, każdy zapewne znajdzie własny odnośnik), ale
zdecydowana większość to mozaika własna. I to, jak już rzekłem, bardzo
różnorodna, nie tylko w zakresie czysto muzycznym, ale i wokalnym. Poza
bulgotem, Lionel potrafi ostro zaryczeć, zaskrzeczeć czy nawet zaskamleć, a
jego linie wokalne są tak idealnie dopasowane do płynących w tle harmonii, że
wielki banan momentalnie rysuje się na licu. Słychać, że panowie zwyrodnialcy
czują to, co grają, i chyba właśnie dlatego wychodzi im to tak dobrze. Naprawdę
w pytę materiał, który spodobać się może nie tylko zwolennikom taplania się w
ludzkich podrobach.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz