wtorek, 21 listopada 2023

Recenzja GENDO IKARI „Rokubungi”

 

GENDO IKARI

„Rokubungi”

Independent 2023

No to se panowie z GendoIkari poszaleli na swym pierwszym, pełnym longu, oj poszaleli, nie ma co. Po kolei jednak, wszak wiadomo, że ludziska mogą być i ze wsi, byle się nie pchali. Zespół powstał w Zjednoczonym Królestwie, a konkretnie w Szkockim Glasgow siedem lat temu. Dotychczas ich dyskografię wypełniały splity i ep’ki, jednak w życiu każdej grupy przychodzi taki moment, że człek swój pierwszy długograj nagrać musi, inaczej się udusi. Nadszedł więc ten dzień, kiedy chłopaki wzięli jaja w garść i postanowili stworzyć jakiś dłuższy materiał, a efektem owego postanowienia jest tegoroczna płyta zatytułowana „Rokubungi”. Jak wspomniałem na samym początku, jest to bezlitosne, przesycone agresją, niszczące w pizdu szaleństwo w czystej postaci. Ta płytka to wściekły amalgamat oparty na klasycznej Grindcore’owej nawałnicy wywodzącej się ze starej szkoły gatunku, w którym to, w warunkach otoczenia rozpuszczono cząstki HC/Punka, Power Violence, Brutal Death Metalu, Mathcore’a, oraz szczątkowe odpryski Heavy, Doom/Drone, Noise’a i paskudnej, ohydnej elektroniki. Wyszedł z tego jednolity, zwięzły rozpierdol naprawdę przecudnej urody, który oparty jest na dzikich, dewastujących bębnach, masakrującym bestialsko basie, wypaczonych, nietypowych, rozrywających riffach i brutalnych wokalizach maści wszelakiej. Dla mniej zaprawionych w bojach, ta okaleczająca eksplozja zdegenerowanych dźwięków może się wydawać chaotyczną rzezią niewiniątek, jednak muzycy GendoIkari doskonale wiedzą, co robią i mają wszystko pod kontrolą. Każdy, nawet najbardziej nieprzewidywalny element ma tu swoje miejsce i jasno określony cel. Czasami ma to być koncepcyjnie czysta brutalność, innym razem postrzępiony nieregularnie krajobraz dźwiękowy do spółki z niespokojnym rytmem ma stworzyć atmosferę niepewności i zagrożenia, a wszelakie dysonansowe zniekształcenia, sample, próbki i przyprawiające niekiedy o mdłości, elektroniczne interwały poszerzają dodatkowo spaczony, zdeformowany wydźwięk tej produkcji. Identyfikacja zewnętrznych wpływów, które inspirowały muzyków, jest równie przyjemna, jak euforyczna złość i gniew, jakie wypływają z dziwacznie przeinaczonych struktur „Rokubungi”. Niewątpliwie będą to Discordance Axis, Labrat, Agoraphobic Nosebleed, Pig Destroyer, Full of Hell, Phobia, Fuck the Facts, Total Fucking Destruction, Exit-13, Human Remains, że o naszych rodakach z  Antigama nie wspomnę. Morał z tego taki, że jedyneczka tych czterech, szalonych jegomości z Glasgow po prostu wyrywa z buciorów. Najpierw jednak każdy słuchacz, który odważy się z nią zmierzyć, zostanie wypatroszony do czysta, a jego mózg wyjebie prosto w kosmos.

 

Hatzamoth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz