Absque
Cor
„Na
Zawsze Cieniem...”
Godz
ov War 2023
No i mamy kolejną płytę, która jednym ciosem
położyła mnie na łopatki. Nie będę po raz kolejny powtarzał banałów o
świetności krajowej sceny blackmetalowej, bo to już się pomału robi nudne. Nie
nuży jednak fakt, że nasza ziemia wypluwa takie wydawnictwa jak choćby drugi
album Absque Cor. Bardzo sceptycznie podchodziłem do tego materiału. Bo i
okładka niespecjalnie intrygująca, i tytuły jakieś takie banalne i, jak to
mawia znajomy, niemetalowe. Już za samo „Dziękuję, że jesteś” chciałem to
pizdnąć w kąt, ale dałem szansę. I nim płyta się skończyła leżałem na glebie i
nie wiedziałem co się dzieje. „Na zawsze cieniem…” to kwintesencja polskiego
black metalu. Muzyka przesiąknięta jego atmosferą na wskroś. Nie wiem, czy to
inspiracje zamierzone, lecz chwilami mam wrażenie jakbym słuchał młodszego
brata Furii. I to wcale nie tej już mocno eksperymentalnej, raczej z okresu do
„Nocel” włącznie. Niekoniecznie chodzi mi tutaj o podobieństwo czysto muzyczne,
choć kilka melodii nawiązuje do twórczości Nihila dość wyraźnie, a raczej o ten
charakterystyczny vibe, tę niesamowitą, unoszącą się nad całością aurę. Choć na
krążku tym znajdziemy momenty bardzo nastrojowe, malujące obraz skutku i
nostalgii jesiennymi pastelami, to w zdecydowanej większości jest to muzyka
utrzymana w szybkim tempie. Vos, człowiek odpowiedzialny w całości za wszystko
co tu słyszycie, w niebanalny sposób potrafi za pomocą chłodnych tremolo, ale i
bardziej tradycyjnych akordów, sporadycznie podkreślonych minimalistycznymi
klawiszami, całkowicie oczarować i zahipnotyzować. I to bynajmniej nie
zapętlonym motywem, działającym niczym ezoteryczne wahadełko, bowiem w tych
sześciu (w zasadzie to autorskich pięciu, bowiem album wieńczy cover Der Golem),
dość długich, bo sięgających nawet czternastu minut utworach ciągle coś się
dzieje. Północne powiewy równoważone są akustycznymi wstawkami, by za chwile
znów uderzyć w twarz lodowatym podmuchem. Nie da się tej muzyki nazwać prostą
czy przewidywalną. Ona jest zaskakująco wielowarstwowa i często odkrywa drobne
smaczki dopiero przy bliższym się z nią zapoznaniu. Jednocześnie za każdym
kolejnym odsłuchem wbija się coraz głębiej w głowę, czaruje coraz bardziej i
mrozi serce na lodową bryłę. To niesamowite z jaką nieudawaną pasją muzyk
buduje napięcie tego albumu, jak potrafi dawkować emocje, utrzymywać w
katatonicznym wręcz wyczekiwaniu. Słuchając „Na Zawsze Cieniem…” po raz któryś
z rzędu, ciągle łapałem się na bezdechu, bo nie chciałem uronić ani kropli z
tego pucharu obfitości. Ten album jest cholernie równy, a do tego wzorowo
wyprodukowany, by zabrzmieć świeżo a jednocześnie zachować ducha drugiej fali.
Jestem przekonany, że spędzę z nim jeszcze wiele godzin, ale już teraz wiem, że
jest to zdecydowanie jedna z najlepszych płyt w kategorii „Polski Black Metal”
w tym roku na krajowym podwórku.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz