Extinkt
„Trinity Redux”
Ossuary Rec. 2023
Trochę czasu minęło od wydania debiutanckiego „Postnuclear
Trip To Nowhere”, jak by nie liczył, siedem lat. Szczerze mówiąc, to nawet nie
pamiętam, czy tamten materiał zrobił na mnie jakieś wrażenie, ale skoro nie zdarzyło
mi się do niego wracać, to chyba przeleciał i poleciał w sobie tylko znanym
kierunku. Tym razem, za sprawą drugiej dużej płyty, okładka której kojarzy mi
się zapewne z tym samym, co wielu z was, piosenki Krakowiaków zagościły u mnie w
odtwarzaczu na zdecydowanie dłużej niż jeden odsłuch i wkręciły mi się w łeb niczym korkociąg.
Tym, którzy tematu nie znają, nadmienię, iż „Extinkt to kolejny projekt Uappy,
chłopa kojarzonego chyba przede wszystkim z Terrordome, którego w tym przypadku
wspomagają muzycy takich składów jak Psychopath czy Rites of Daath. No, to
skoro personalia mamy wyjaśnione, zajmijmy się samą muzyką. Jak nietrudno się
domyśleć, bawimy się tutaj thrash metalem. I to bawimy przez duże „Ba”, bo
nośność zawartych na tym krążku dziesięciu kompozycji (no właściwie to
dziewięciu, bo „As the Sky Falls Apart” to akustyczne zakończenie) jest
ponadprzeciętna. Rdzeń twórczości Extinkt stanowi staroszkolny thrash metal a
wyliczanie wpływów, jakie znajdujemy w tych trzydziestu minutach mija się
według mnie z sensem. Bo co z tego, że ta płyta nie jest ani nowatorska ani
odkrywcza, skoro zawiera w sobie wszystkie składniki, dzięki którym thrash
metal jest thrash metalem. Poza ostrym, tnącymi niczym brzytwa riffami, często
zagranymi w bardzo rytmicznym i chwytliwym stylu, sporo tutaj zapożyczeń z
muzyki punkowej, hard core’a a nawet chwilami z glam rocka. Tak tak, dobrze
czytacie, a ja bynajmniej nie pisze tego złośliwie, bo panowie wszystko co
najlepsze w wymienionych gatunkach powybierali w ilościach praktycznie
idealnych i poskładali tak, że morda się przy ich muzyce cieszy jak małemu
dziecku. Tym bardziej, że poza odpowiednim kopem, kolesie nie powstrzymali się
od puszczenia do słuchacza w kilku miejscach oka i jestem przekonany, że
poczynili to z premedytacja. Co mam konkretnie na myśli? A chuja, sami sobie
posłuchajcie. A to, czy przy dźwiękach „Trinity Redux” przyjdzie wam ochota
zajebać komuś z dyńki czy walnąć piwko i wesoło potańczyć (Ba! Nawet
pośpiewać!) to już zależy od was, choć nagrania te do obu wymienionych rzeczy
nadają się idealnie. Przy tych nagraniach nudzić się nie będzie nikt, bo dalej
od monotonii leżeć chyba nie mogły. Raz jest szybko, raz agresywnie, następnie
wolniej, potem śpiewnie a na koniec skocznie. Do tego świetne śpiewane wokale
(a pod tym względem jestem nieco wybredny), idealnie dopracowane brzmienie
rodem ze starej szkoły, no i umiejętności muzyków, bynajmniej nie niedzielnych.
Bez dwóch zdań Extinkt nagrali bardzo dobry (kurwa, kusi mnie przymiotnik
„fenomenalny”) album, zdecydowanie jeden z najlepszych w gatunku thrash metal
jaki w tym roku słyszałem. Sprawdzajcie go, bo przejście obok obojętnie będzie
olbrzymim zaniedbaniem.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz