środa, 29 listopada 2023

Recenzja Carcinoid „Encomium To Extinction”

 

Carcinoid

„Encomium To Extinction” E.P.

Me Saco Un Ojo / Headsplit 2023

Szesnastego listopada powrócił Carcinoid. Nie jest to jednak pełna płyta, lecz niespełna półgodzinna epka, która zawiera pięć utworów krwistego death-doom metalu. Tym, którzy słyszeli album tego australijskiego kwintetu z 2019 roku od razu rzuci się w uszy pewna zmiana. Chodzi o brzmienie, które na debiucie było mocno przydymione, co dawało skrajnie garażowy efekt. Na „Encomium To Extinction” już go nie uświadczymy. Być może przez to muzyka Carcinoid zatraciła nieco swój ultrapodziemny charakter, ale za to zyskała na mocy. Dźwięk gitar jest bardziej mięsisty, a sekcja rytmiczna z doskonale słyszalnym basem waży, chyba że sto ton. Instrumentom wtóruje soczysty growl, prowadzący od czasu do czasu dialog ze swym wścieklejszym alter ego, które przybiera formę nienawistnego wrzasku. Gdy riffy płyną w wolnych i średnich tempach, gniotą nieziemsko, a smoła jaka leje się z głośników, gęsta jest jak materia czarnej dziury. Australijczycy potrafią też przyspieszyć i w tych momentach zasypują nas masywnymi atakami w towarzystwie blastów i delikatnie punkowego „pałeczkowania”. Ogólnie rzecz biorąc, te 29 minut materiału to dość intensywna jazda, która mieli mięso i wypruwa flaki, zraszając wszystko wokół posoką. Siermiężne akordy na odległość śmierdzą śmiercią, roztaczając duszny i grobowy klimat, który swą odrażającą aurą wgniata w fotel. Ci mieszkańcy Melbourne zapodają death-doom o brutalnym i lepkim usposobieniu, który został wyprodukowany trochę staranniej niż „Metastatic Declination”, ale mimo to nie został do końca pozbawiony brudu. Muskularny decior starej szkoły jaki grany był w latach dziewięćdziesiątych, który z pewnością docenią fani Cianide lub Coffins.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz