Carcinoid
„Encomium
To Extinction” E.P.
Me Saco Un Ojo / Headsplit 2023
Szesnastego
listopada powrócił Carcinoid. Nie jest to jednak pełna płyta, lecz niespełna
półgodzinna epka, która zawiera pięć utworów krwistego death-doom metalu. Tym,
którzy słyszeli album tego australijskiego kwintetu z 2019 roku od razu rzuci
się w uszy pewna zmiana. Chodzi o brzmienie, które na debiucie było mocno
przydymione, co dawało skrajnie garażowy efekt. Na „Encomium To Extinction” już
go nie uświadczymy. Być może przez to muzyka Carcinoid zatraciła nieco swój ultrapodziemny
charakter, ale za to zyskała na mocy. Dźwięk gitar jest bardziej mięsisty, a
sekcja rytmiczna z doskonale słyszalnym basem waży, chyba że sto ton. Instrumentom
wtóruje soczysty growl, prowadzący od czasu do czasu dialog ze swym
wścieklejszym alter ego, które przybiera formę nienawistnego wrzasku. Gdy riffy
płyną w wolnych i średnich tempach, gniotą nieziemsko, a smoła jaka leje się z
głośników, gęsta jest jak materia czarnej dziury. Australijczycy potrafią też
przyspieszyć i w tych momentach zasypują nas masywnymi atakami w towarzystwie
blastów i delikatnie punkowego „pałeczkowania”. Ogólnie rzecz biorąc, te 29
minut materiału to dość intensywna jazda, która mieli mięso i wypruwa flaki,
zraszając wszystko wokół posoką. Siermiężne akordy na odległość śmierdzą
śmiercią, roztaczając duszny i grobowy klimat, który swą odrażającą aurą wgniata
w fotel. Ci mieszkańcy Melbourne zapodają death-doom o brutalnym i lepkim
usposobieniu, który został wyprodukowany trochę staranniej niż „Metastatic
Declination”, ale mimo to nie został do końca pozbawiony brudu. Muskularny
decior starej szkoły jaki grany był w latach dziewięćdziesiątych, który z
pewnością docenią fani Cianide lub Coffins.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz