Deus Mortem
„Thanatos”
Profane Spirit Productions 2024
Mówi się, że płyta numer trzy stanowi swoiste
ostateczne potwierdzenie klasy danego zespołu. Z tym, że, ja was proszę… Czy na
pewno Deus Mortem muszą komuś cokolwiek udowadniać? No pewnie, że nie muszą, bo
to od lat uznana marka, nie tylko na krajowym podwórku. Tylko że słuchając
„Thanatos”, tak się zastanawiam, jak bardzo oni są jeszcze w stanie dokręcić
śrubę. Przecież już wydany pięć lat temu „Kosmocide”, czy następująca po nim
EP-ka „The Fiery Blood” , były wydawnictwami bliskimi ideału. „Thanatos” jest
płytą nieco inną niż poprzedniczki. Bez obaw, to nadal Deus Mortem, i słychać
to praktycznie w każdym tonie. Rdzeń muzyki pozostał niezmienny, i stanowi go
klasyczny, skandynawski black metal z okresu lat świetności. Mnóstwo na tym
krążku jadowitych, ostrych niczym żyletki akordów, uderzających w twarz na
kształt lodowego blizzardu rozpętany do krytycznych rozmiarów. W tych najszybszych
fragmentach „Thanatos” atakuje pierwotną surowością, opatrzoną jednak
charakterystyczną dla zespołu melodią, czyniącą z tych dźwięków wilka w owczej
skórze. Mimo, że melodie te błyskawicznie wpadają w ucho, to aż kipi w nich od
wściekłości, niemal amoku. Czym się jednak nowe nagrania różnią od poprzednich
dokonań zespołu, to zdecydowanie więcej inspiracji płynących z klasyki. I nie
mam na myśli jedynie protoplastów black metalu, bo muzycy sięgają tym razem
jeszcze głębiej, bezpośrednio do heavymetalowego, a chwilami nawet rockowego
jądra. Usłyszycie tu fragmenty, które, jeśli tylko ubrać je w mniej jadowite
brzmienie, zabrzmiałyby jak klasyczny heavy z lat osiemdziesiątych. Natomiast
sposób, w jaki zostały wplecione w styl Deus Mortem, by go urozmaicić, a nie
zaburzyć, jest według mnie iście mistrzowski. Warto przy tej okazji zwrócić
uwagę na partie solowe, będące chyba najlepszym przykładem tego, o czym
wspominam. Ponadto, „Thanatos” jest chwilami albumem bardzo nastrojowym,
klimatem wpływając chwilami nawet na terytorium wikińskie. Żartuję? To
sprawdźcie sobie choćby takie utwory jak „Slow Death”, zaśpiewany po naszemu
„Czarny Kruk”, albo akustyczny wstęp do zamykający całość „Noesis”. Niebanalną
rolę w budowaniu nastroju stanowią tutaj oszczędnie użyte, nie wychylające się,
lecz przewijające w tle klawiszowe podkreślacze. Deau Mortem nagrali moim
zdaniem płytę bardzo odważną, wkraczając na nowe terytoria, a jednocześnie
zachowując własną twarz. Jest to na pewno najbardziej różnorodne, a jednak
tradycyjnie spójne, wydawnictwo zespołu od jego zarania. Jednocześnie
najbardziej dojrzałe, świadczące o ciągłym rozwoju i doskonaleniu
indywidualnych umiejętności muzyków. Czy będzie to najlepsze wydawnictwo z
gatunku black metal Made in Poland? Na takie stwierdzenie jeszcze się nie
zdecyduję, bowiem mam za sobą jedynie kilka odsłuchów, a konkurencja pod tym
względem jest tradycyjnie bardzo silna. Ale jedno wiem na pewno. Gdybym miał
wystawiać ocenę w jakiejś numerkowej skali, to byłaby to cyfra najwyższa.
Fantastyczny album!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz