piątek, 25 października 2024

Recenzja Deus Mortem „Thanatos”

 

Deus Mortem

„Thanatos”

Profane Spirit Productions 2024

Mówi się, że płyta numer trzy stanowi swoiste ostateczne potwierdzenie klasy danego zespołu. Z tym, że, ja was proszę… Czy na pewno Deus Mortem muszą komuś cokolwiek udowadniać? No pewnie, że nie muszą, bo to od lat uznana marka, nie tylko na krajowym podwórku. Tylko że słuchając „Thanatos”, tak się zastanawiam, jak bardzo oni są jeszcze w stanie dokręcić śrubę. Przecież już wydany pięć lat temu „Kosmocide”, czy następująca po nim EP-ka „The Fiery Blood” , były wydawnictwami bliskimi ideału. „Thanatos” jest płytą nieco inną niż poprzedniczki. Bez obaw, to nadal Deus Mortem, i słychać to praktycznie w każdym tonie. Rdzeń muzyki pozostał niezmienny, i stanowi go klasyczny, skandynawski black metal z okresu lat świetności. Mnóstwo na tym krążku jadowitych, ostrych niczym żyletki akordów, uderzających w twarz na kształt lodowego blizzardu rozpętany do krytycznych rozmiarów. W tych najszybszych fragmentach „Thanatos” atakuje pierwotną surowością, opatrzoną jednak charakterystyczną dla zespołu melodią, czyniącą z tych dźwięków wilka w owczej skórze. Mimo, że melodie te błyskawicznie wpadają w ucho, to aż kipi w nich od wściekłości, niemal amoku. Czym się jednak nowe nagrania różnią od poprzednich dokonań zespołu, to zdecydowanie więcej inspiracji płynących z klasyki. I nie mam na myśli jedynie protoplastów black metalu, bo muzycy sięgają tym razem jeszcze głębiej, bezpośrednio do heavymetalowego, a chwilami nawet rockowego jądra. Usłyszycie tu fragmenty, które, jeśli tylko ubrać je w mniej jadowite brzmienie, zabrzmiałyby jak klasyczny heavy z lat osiemdziesiątych. Natomiast sposób, w jaki zostały wplecione w styl Deus Mortem, by go urozmaicić, a nie zaburzyć, jest według mnie iście mistrzowski. Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na partie solowe, będące chyba najlepszym przykładem tego, o czym wspominam. Ponadto, „Thanatos” jest chwilami albumem bardzo nastrojowym, klimatem wpływając chwilami nawet na terytorium wikińskie. Żartuję? To sprawdźcie sobie choćby takie utwory jak „Slow Death”, zaśpiewany po naszemu „Czarny Kruk”, albo akustyczny wstęp do zamykający całość „Noesis”. Niebanalną rolę w budowaniu nastroju stanowią tutaj oszczędnie użyte, nie wychylające się, lecz przewijające w tle klawiszowe podkreślacze. Deau Mortem nagrali moim zdaniem płytę bardzo odważną, wkraczając na nowe terytoria, a jednocześnie zachowując własną twarz. Jest to na pewno najbardziej różnorodne, a jednak tradycyjnie spójne, wydawnictwo zespołu od jego zarania. Jednocześnie najbardziej dojrzałe, świadczące o ciągłym rozwoju i doskonaleniu indywidualnych umiejętności muzyków. Czy będzie to najlepsze wydawnictwo z gatunku black metal Made in Poland? Na takie stwierdzenie jeszcze się nie zdecyduję, bowiem mam za sobą jedynie kilka odsłuchów, a konkurencja pod tym względem jest tradycyjnie bardzo silna. Ale jedno wiem na pewno. Gdybym miał wystawiać ocenę w jakiejś numerkowej skali, to byłaby to cyfra najwyższa. Fantastyczny album!

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz