Immortal
Bird
„Sin
Querencia”
20 Buck Spin 2024
To
już trzeci album tych Amerykanów, na którym po raz kolejny udowadniają, że
wyobraźnie mają dość wybujałą. Wykorzystując ją w stu procentach znów połączyli
ze sobą pozornie nie pasujące do siebie elementy, tworząc oryginalną muzykę
złożoną z wpływów black, sludge i death metalu, dokładając do tego jeszcze
sporo crustu oraz grindu. Powstała z tego awangardowa muza o bogatych
strukturach, w których śmierć metalowe ataki i gniotące zwolnienia mieszają się
ze sludge’owym błotem, przeradzając się czasami w brutalne, grindowe mielenia,
a wszystko to poprzecinane jest niekiedy punkowymi d-beatami i zimnymi wtrętami
znanymi z post-blackowych produkcji. Na „Sin Querencia” dominują jednak cięższe
i nieokiełznane akordy, które podbite mocnymi bębnami z grubym basem robią
niemałe kuku. Tną one aż miło, wijąc się i co nóż zmieniając swoją formę oraz
tempo. Przypomina to trochę jakiś chory organizm, który nieustannie pulsuje i
wrze aż do wykipienia, aby na chwilę się uspokoić i od nowa rozpocząć tą jakby
się zdawało do nie opanowania reakcję. Nic bardziej mylnego, bo Immortal Bird
doskonale kontrolują ten proces, etapowo dozując odpowiednie składniki tak żeby
nie przegrzać tej maszyny, a nas pozostawić przy zdrowych zmysłach w czym nie
do końca pomagają dysonansowe dodatki i progresywne zawijasy, nadające tej
płycie halucynogennych cech. Dość złożona i w niektórych fazach skomplikowana
muzyka, o wielopoziomowej i zwartej strukturze, lecz równocześnie bardzo
przestrzenna i brutalna. Dobrze i soczyście wyprodukowana, o dynamicznym
brzmieniu instrumentów i świetnych wokalach pani siedzącej za bębnami, która
czystym głosem zaśpiewać też potrafi. Jeśli lubicie awangardowe wydawnictwa, które
swoimi zawiłościami potrafią nieźle namieszać w głowie i zdrowo przypierdolić w
ryj, to bierzcie i słuchajcie.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz