środa, 23 października 2024

Recenzja Immortal Bird „Sin Querencia”

 

Immortal Bird

„Sin Querencia”

20 Buck Spin 2024

To już trzeci album tych Amerykanów, na którym po raz kolejny udowadniają, że wyobraźnie mają dość wybujałą. Wykorzystując ją w stu procentach znów połączyli ze sobą pozornie nie pasujące do siebie elementy, tworząc oryginalną muzykę złożoną z wpływów black, sludge i death metalu, dokładając do tego jeszcze sporo crustu oraz grindu. Powstała z tego awangardowa muza o bogatych strukturach, w których śmierć metalowe ataki i gniotące zwolnienia mieszają się ze sludge’owym błotem, przeradzając się czasami w brutalne, grindowe mielenia, a wszystko to poprzecinane jest niekiedy punkowymi d-beatami i zimnymi wtrętami znanymi z post-blackowych produkcji. Na „Sin Querencia” dominują jednak cięższe i nieokiełznane akordy, które podbite mocnymi bębnami z grubym basem robią niemałe kuku. Tną one aż miło, wijąc się i co nóż zmieniając swoją formę oraz tempo. Przypomina to trochę jakiś chory organizm, który nieustannie pulsuje i wrze aż do wykipienia, aby na chwilę się uspokoić i od nowa rozpocząć tą jakby się zdawało do nie opanowania reakcję. Nic bardziej mylnego, bo Immortal Bird doskonale kontrolują ten proces, etapowo dozując odpowiednie składniki tak żeby nie przegrzać tej maszyny, a nas pozostawić przy zdrowych zmysłach w czym nie do końca pomagają dysonansowe dodatki i progresywne zawijasy, nadające tej płycie halucynogennych cech. Dość złożona i w niektórych fazach skomplikowana muzyka, o wielopoziomowej i zwartej strukturze, lecz równocześnie bardzo przestrzenna i brutalna. Dobrze i soczyście wyprodukowana, o dynamicznym brzmieniu instrumentów i świetnych wokalach pani siedzącej za bębnami, która czystym głosem zaśpiewać też potrafi. Jeśli lubicie awangardowe wydawnictwa, które swoimi zawiłościami potrafią nieźle namieszać w głowie i zdrowo przypierdolić w ryj, to bierzcie i słuchajcie.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz