sobota, 5 października 2024

Recenzja MOSS UPON THE SKULL „Quest For The Secret Fire”

 

MOSS UPON THE SKULL

„Quest For The Secret Fire”

I, Voidhanger Records (2024)

 


Jeśli jest na świecie jakiś metalowy zespół, w którym nic nie trzyma się kupy, a jednak intryguje, to belgijski Moss Upon The Skull jest jednym z moich pierwszych typów, o ile nie pierwszym. Od początku etykietowani jako „techniczny”, jako „prog”, jako „black/death” i chuj wie jeszcze jak łamali każdorazowo te śmieszne plomby i rujnowali słuchaczom wyobrażenie o ich muzyce. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego, drugiego pełniaka zatytułowanego „Quest For The Secret Fire”, który zaskakuje chyba jeszcze bardziej niż wcześniejsze nagrania. Ale po kolei – to co jest pewne to to, że ekipa z kraju czekolady gra muzykę techniczną, cholernie sprawną warsztatowo, różnorodną. Kto czeka na brudne, wgniatające w ziemię dociążenia, czy najzwyklejsze w świecie metalowe „mięso” też może się trochę rozczarować. Bazą wyjściową tutaj jest death metal, ale taki wypieszczony, elegancki, z „Symbolic” rodem. Riffy są wyraźnie artykułowane, czasem popadające w thrahsujące galopady. A stąd niedaleko jest do melodii, melodeathu, czy nawet power metalu. Późny Carcass, Arsis, późna Anata nie będą tutaj złymi tropami, bo melodie tutaj sypią się gęsto. Co więcej – niejednokrotnie usłyszymy rockowe naleciałości na miarę późnego Disharmnic Orchestra czy nawet Xysmy. Ta kliniczna precyzja wykonawcza nawet nie jest zburzona, gdy Belgowie odwołują się do wolniejszego, cięższego grania w stylu „G” od Morbid Angel. Panowie żonglują tutaj motywami, jak wytrawni akrobaci i choć trudno szukać w tej muzyce emocji czy „treści” to trzeba przyznać, że płynie ona zaskakująco sprawnie. Wydawać by się mogło, że głęboki, mocny, okraszony pogłosem growling Jo Willemsa, w którym słychać echa Jana-Chrisa de Koijera będzie tu pasował jak gówno na torcie (albo wisienka na gównie), a mimo wszystko ma to swój urok i uzupełnia się w sposób na tyle interesujący, że Moss Upon The Skull wydaje się być unikalne. Wiele rzeczy na tej płycie mi nie odpowiada lub nie trafia w mój gust, ale mimo wszystko nie mogę się jej oprzeć. Jest w tym zlepku coś magnetycznie wciągającego, co sprawia, że chce się do tego wrócić i zmierzyć po raz kolejny. Ja serdecznie namawiam na seansik z najnowszą propozycją Moss Upon The Skull, choćby dlatego, żeby przekonać się, że patchworkowy death metal może być całkiem udany.

 

                                                                                                                                             Harlequin

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz