wtorek, 29 października 2024

Recenzja Corrosive Elements „Cut The Serpent’s Head”

 

Corrosive Elements

„Cut The Serpent’s Head”

GreyveStorm Productions 2024

Ta paryska kapela została założona w 2005 roku więc już prawie dwadzieścia lat błąka się po świecie, lecz nie przekłada się to na ilość nagrań, bo w jej dyskografii jest tylko jedna epka, debiut i koncert. Pod koniec listopada ukaże się drugi krążek „Cut The Serpent’s Head” co i tak nie poszerzy specjalnie dorobku Corrosive Elements. Mniejsza z tym. Cóż grają Francuzi? Ano połączenie thrash i death metalu z małym dodatkiem hard-core punka. Jak się zatem wszyscy mogą domyślić jest to dość nośna fuzja, która generuje żywiołową i festiwalową muzykę we współczesnym stylu. Nie jest jednak tutaj tak przyjemnie jakby mogło się zdawać, ponieważ pomijając core’owy groove, który notabene swymi d-beatami robi całkiem dobrze, to panowie potrafią również dobrze przypierdolić. Wykorzystując dobrodziejstwa lat dziewięćdziesiątych Corrosive Element’s kołyszą jak stary i dobry Bolt Thrower, mielą na podobieństwo Carcass, a także miażdżą rytmicznymi riffami jak Napalm Death za czasów „Harmony Corruption”. Wychodzi z tego chwytliwy death-grind, w który kwintet ten wplata sporo thrashowego kostkowania, ocierającego się momentami o speed metal co odciąża ten materiał i wpuszcza trochę do niego powietrza, rozrzedzając duchotę śmiercionośnych akordów. Najnowsze wydawnictwo Paryżan to nowoczesna muzyka ekstremalna, która posiada odpowiedniego kopa i łatwo się jej słucha, lecz poza energią jaka z niej wypływa nie daje żadnego punktu zaczepienia. Cóż z tego, że panowie za pośrednictwem „Cut The Serpent’s Head” dostarczają nam eklektyczną i mocną muzę, w której przytłaczająca ciężkość przeplata się z brutalnym biczowaniem w co wdziera się chwilami punkowa skoczność, skoro podczas słuchania zastanawiamy się po co nam to. Fajnie, ale bez charakteru choć dzisiejszej i niezdecydowanej młodzieży powinno się spodobać.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz