wtorek, 22 października 2024

Recenzja Light Of The Morning Star „Wings In The Night Sky”

 

Light Of The Morning Star

„Wings In The Night Sky”

Debemur Morti Productions 2024

 


Wielbiciele wampirycznych klimatów musieli trzy lata czekać na kolejne wydawnictwo tego londyńskiego duetu. Od czwartego października jest już dostępna na rynku ich najnowsza epka, która zawiera cztery utwory utrzymane oczywiście w gotyckim stylu. Light Of The Morning Star nieprzerwanie komponują swe upiorne dźwięki w oparciu o metalowe i post-punkowe wzorce, dokładając trochę dark-rockowego sznytu i przykrywając całość ciężką i nieprzepuszczającą światła draperią. Pierwsze trzy kawałki to gitarowe, pływające riffy w towarzystwie mechanicznie brzmiącej sekcji rytmicznej z wysublimowanym liźnięciem klawisza, które płyną w hipnotycznym tempie, niosąc mroczny i przygnębiający klimat, podkreślony przez smętne wokale gościa, który ukrywa się pod pseudonimem O-A. Nie da się w ich przypadku uniknąć porównań, ponieważ aranżacje te, a także aura jaką roztaczają są wypadkową tego co już mieliśmy na scenie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nie ma jednak sensu wymieniać kapel, których DNA w muzyce Anglików jest zakorzenione, gdyż nazwy same cisną się na usta. Ostatnim numerem jest wpędzająca w depresję kołysanka, której pełne ponurego napięcia nuty wdzierają się w umysł, pragnąc zamienić nas w jedno ze „stworzeń nocy”. Gotycka twórczość w bardzo dobrym wydaniu o wyraziście wampirycznym romantyzmie. Pomimo dość dusznego charakteru łatwo wpadająca w ucho i na długo zagnieżdżająca się w świadomości. Esencja nocy przelana na pięciolinię, gdzie za atrament posłużyła krew.

shub niggurath

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz