czwartek, 3 października 2024

Recenzja Hyver „Fonds de Terroir”

 

Hyver

„Fonds de Terroir”

Antiq 2024

Ja pierdolę, jakie gówno… W zasadzie mógłbym na tym zakończyć opisywanie zawartości „Fonds de Terroir”, bo kolejne słowa jakie cisną mi się na usta przy odsłuchu tej zaledwie dwudziestominutowej EP-ki są tak naprawdę zbędne. Chłoptaś z Francji, który na zdjęciu wypełza spod kamienia, ukrywający się pod pseudonimem artystycznym jednakim z nazwą tego projektu, postanowił ukazać światu swoją twórczość w ramach gatunku „symfoniczny black metal”. I po raz kolejny udowodnił, że gatunek ten tak naprawdę stanowi profanację rdzennego black metalu. Poza bzyczącymi gitarami i skrzekliwym wokalem niewiele tu czerni czy mroku. O Szatanie nawet nie wspomnę. Mnóstwo za to zaśpiewów (w języku narodowym „twórcy”), czasami zajeżdżających ostrym fałszem, wkurwiających klawiszy wygrywających przaśne melodyjki niczym z filmowej adaptacji Robin Hooda i bujających melodyjek rodem z zapiździałej francuskiej wsi. Muzyka Hyver ma klimat średniowiecznej obory, i to bardzo długo nie oporządzanej. Nie wiem, może Francuzik to taki kawalarz i sobie te piosenki nagrał po pijaku i dla jaj, bo nie mam pojęcia co musiałoby się stać, żeby na przykład taki „Frère Jean-Théophane”, z potwornie zjebanymi wokalami, potraktować poważnie. Albo to jebitne „la-la-la-la!” pod koniec płyty, no komedia. Ale nawet zakładając, że to wszystko nie na serio, to ów żart wyszedł chłopcu w najlepszym przypadku średnio, a już na pewno nie śmieszy kiedy słuchany jest powtórnie. Przez dwadzieścia minut można się zmęczyć. Można wnieść po schodach kanapę na czwarte piętro, można zrobić tysiąc przysiadów, albo można odsłuchać sobie „Fonds de Rerroir”. Nie traćcie czasu na ten badziew, życie jest zbyt krótkie. Do kibla! A chłoptaś niech wraca pod swój kamień.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz