Hyver
„Fonds
de Terroir”
Antiq
2024
Ja pierdolę, jakie gówno… W zasadzie mógłbym na tym
zakończyć opisywanie zawartości „Fonds de Terroir”, bo kolejne słowa jakie
cisną mi się na usta przy odsłuchu tej zaledwie dwudziestominutowej EP-ki są
tak naprawdę zbędne. Chłoptaś z Francji, który na zdjęciu wypełza spod
kamienia, ukrywający się pod pseudonimem artystycznym jednakim z nazwą tego
projektu, postanowił ukazać światu swoją twórczość w ramach gatunku
„symfoniczny black metal”. I po raz kolejny udowodnił, że gatunek ten tak
naprawdę stanowi profanację rdzennego black metalu. Poza bzyczącymi gitarami i
skrzekliwym wokalem niewiele tu czerni czy mroku. O Szatanie nawet nie wspomnę.
Mnóstwo za to zaśpiewów (w języku narodowym „twórcy”), czasami zajeżdżających
ostrym fałszem, wkurwiających klawiszy wygrywających przaśne melodyjki niczym z
filmowej adaptacji Robin Hooda i bujających melodyjek rodem z zapiździałej
francuskiej wsi. Muzyka Hyver ma klimat średniowiecznej obory, i to bardzo
długo nie oporządzanej. Nie wiem, może Francuzik to taki kawalarz i sobie te
piosenki nagrał po pijaku i dla jaj, bo nie mam pojęcia co musiałoby się stać,
żeby na przykład taki „Frère Jean-Théophane”, z potwornie zjebanymi wokalami,
potraktować poważnie. Albo to jebitne „la-la-la-la!” pod koniec płyty, no
komedia. Ale nawet zakładając, że to wszystko nie na serio, to ów żart wyszedł
chłopcu w najlepszym przypadku średnio, a już na pewno nie śmieszy kiedy
słuchany jest powtórnie. Przez dwadzieścia minut można się zmęczyć. Można wnieść
po schodach kanapę na czwarte piętro, można zrobić tysiąc przysiadów, albo
można odsłuchać sobie „Fonds de Rerroir”. Nie traćcie czasu na ten badziew,
życie jest zbyt krótkie. Do kibla! A chłoptaś niech wraca pod swój kamień.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz