Persecutor
„Dystopian Conquest”
Black Flame Rebellion 2024
No to nam się krajowa scena wydawców najwyraźniej
rozrasta. Po wypuszczeniu winylowej wersji debiutu Hekatomb, Black Flame
Rebellion atakują z pozycją numer dwa. Tym razem jest to drugi album
pabianickiego Persecutor, zespołu tułającego się po scenie już niemal dwie
dekady. Nie miałem okazji spotkać się z debiutanckimi nagraniami kapeli, więc
odniosę się jedynie do tego, co chłopaki prezentują na „Dystopian Conquest”. Brud.
To pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl. I nie jest to wytarty slogan,
ale prawdziwy gnój z obory. W zasadzie mieszankę stylów muzycznych, które
Persecutor nam zapodają, zawierającą szeroki przekrój, od thrash czy black
metalu, po elementy punka, albo nawet muzyki oi! (jest na tej płycie fragment
czy dwa, jakoś mocno kojarzące mi się z twórczością Dr. Huckenbusha) łączy
jeden cel. Ma być chamsko, prymitywnie i surowo. Bez głębszego nurkowania w
szczegóły, powiedzieć o tych piosenkach można jedno. Stoją one w fanatycznej
opozycji do wszelkich panujących obecnie trendów muzycznych. I to wcale nie
znaczy, że na tej płycie nie ma melodii, chwytliwych momentów czy umiejętnego
riffowania. No, kurwa, wręcz przeciwnie. Tylko że wszystkie te elementy użyte
tu zostały w najbardziej z prostackich sposobów. Bez oglądania się na ramy
stylistyczne, panowie sieją wstręt i zgniliznę, serwując nam przeterminowaną
papkę nie tylko przez usta, ale wszelkimi dostępnymi otworami ciała. I to za
każdym razem pod inna postacią. No bo porównajcie sobie choćby stojące na
spisie utworów w najbliższej przyjaźni „Find You Anywhere” i „ Fearocracy”.
Przecież to teoretycznie muzyczka za chuj nie idąca w parze. A jednak, jakimś
cudem, Persecutor zagrali oba te utwory
(że o innych nie wspomnę) w taki sposób, że doprowadzili je do zgodnego
małżeństwa. Przykład ten, poza tym co wspomniałem na wstępie, dotyczy w
zasadzie całej płyty. Płyty, która jest beznadziejnie obskurna, odpychająca, na
pierwszy rzut ucha niespójna i odrażająca. Brakuje jej do ideału jedynie tego,
żeby została zarejestrowana w piwnicy na jakimś Grundigu z pomarańczowym
przyciskiem (niektórzy pewnie pamiętają). Może i jestem muzycznie skrzywiony,
ale ten kwadratowy przekaz trafia mnie prosto w mój parszywy ryj. Wchodzi mi
ten mjuzik z każdym odsłuchem coraz głębiej, a ja wcale się nie opieram. Jestem
jednak przekonany, że materiał numer dwa z obozu Persecutor to pozycja
wyłącznie dla muzycznych dewiantów, tudzież ludzi mających trochę nierówno pod
sufitem. Nie wiem, może to taki test poczytalności? Ja nie zdałem, bo mi się to
w chuj podoba. Wy se sprawdźcie sami.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz