czwartek, 24 października 2024

Recenzja Persecutor „Dystopian Conquest”

 

Persecutor

„Dystopian Conquest”

Black Flame Rebellion 2024

No to nam się krajowa scena wydawców najwyraźniej rozrasta. Po wypuszczeniu winylowej wersji debiutu Hekatomb, Black Flame Rebellion atakują z pozycją numer dwa. Tym razem jest to drugi album pabianickiego Persecutor, zespołu tułającego się po scenie już niemal dwie dekady. Nie miałem okazji spotkać się z debiutanckimi nagraniami kapeli, więc odniosę się jedynie do tego, co chłopaki prezentują na „Dystopian Conquest”. Brud. To pierwsze słowo, które przychodzi mi na myśl. I nie jest to wytarty slogan, ale prawdziwy gnój z obory. W zasadzie mieszankę stylów muzycznych, które Persecutor nam zapodają, zawierającą szeroki przekrój, od thrash czy black metalu, po elementy punka, albo nawet muzyki oi! (jest na tej płycie fragment czy dwa, jakoś mocno kojarzące mi się z twórczością Dr. Huckenbusha) łączy jeden cel. Ma być chamsko, prymitywnie i surowo. Bez głębszego nurkowania w szczegóły, powiedzieć o tych piosenkach można jedno. Stoją one w fanatycznej opozycji do wszelkich panujących obecnie trendów muzycznych. I to wcale nie znaczy, że na tej płycie nie ma melodii, chwytliwych momentów czy umiejętnego riffowania. No, kurwa, wręcz przeciwnie. Tylko że wszystkie te elementy użyte tu zostały w najbardziej z prostackich sposobów. Bez oglądania się na ramy stylistyczne, panowie sieją wstręt i zgniliznę, serwując nam przeterminowaną papkę nie tylko przez usta, ale wszelkimi dostępnymi otworami ciała. I to za każdym razem pod inna postacią. No bo porównajcie sobie choćby stojące na spisie utworów w najbliższej przyjaźni „Find You Anywhere” i „ Fearocracy”. Przecież to teoretycznie muzyczka za chuj nie idąca w parze. A jednak, jakimś cudem,  Persecutor zagrali oba te utwory (że o innych nie wspomnę) w taki sposób, że doprowadzili je do zgodnego małżeństwa. Przykład ten, poza tym co wspomniałem na wstępie, dotyczy w zasadzie całej płyty. Płyty, która jest beznadziejnie obskurna, odpychająca, na pierwszy rzut ucha niespójna i odrażająca. Brakuje jej do ideału jedynie tego, żeby została zarejestrowana w piwnicy na jakimś Grundigu z pomarańczowym przyciskiem (niektórzy pewnie pamiętają). Może i jestem muzycznie skrzywiony, ale ten kwadratowy przekaz trafia mnie prosto w mój parszywy ryj. Wchodzi mi ten mjuzik z każdym odsłuchem coraz głębiej, a ja wcale się nie opieram. Jestem jednak przekonany, że materiał numer dwa z obozu Persecutor to pozycja wyłącznie dla muzycznych dewiantów, tudzież ludzi mających trochę nierówno pod sufitem. Nie wiem, może to taki test poczytalności? Ja nie zdałem, bo mi się to w chuj podoba. Wy se sprawdźcie sami.

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz