Sedimentum
„Derrière les Portes d'une Arcane Transcendante” EP
Dark Descent Records (2024)
Nie wszystko gówno co brązowe, nie wszystko niebiańskie co niebieskie. Niebieskiego dużo na okładce najnowszego mini Kanadyjczyków z Sedimentum, ale do rozpływania się w zachwytach jest mi daleko. Nie bardzo rozumiem ideę wydawania minialbumu w momencie, gdy nie ma się wiele nowego, lub ciekawego do powiedzenia. „Za drzwiami transcendentnej arkany” to 21 minut muzyki, która niesie za sobą sporo zmian, choć niekoniecznie na lepsze. Zapomnijcie, że ten materiał zgniecie was intensywnością jak pełniak, czy nawet jak debiutanckie demo. Niby grupa wyraźnie obrała kurs na bardziej doomowe granie, zdjęła nogą z gazu, bardzo rzadko zapędzając się w szybsze tempa, ale przez pierwsze 14 minut myślałem, że umrę z nudów. Te granie nie było podparte absolutnie żadnym sensownym pomysłem czy motywem. Jeśli konceptem muzyków było to, żeby zagrać prosto i wolno, to ok, ale za pierwszymi dwoma kompozycjami w zasadzie nie kryje się żaden ciekawy riff, żaden fajny motyw, absolutnie nic bo by wyróżniało Sedimentum z morza podobnych, death/doomowych zespołów. Mortiferum dla ubogich? Współczesna duńska scena w wersji „wannabe”? Anglojęzyczni recenzenci mają fajne słowo określające tego typu muzykę, a brzmi ono „uninspired”. I tak odbieram pierwsze 2/3 tego nagrania. Materiał nabiera kolorków w ostatnim utworze, w którym wkradają się bardziej klimatyczne, dzwonopodobne wstawki. Tutaj Sedimentum brzmi bardziej przekonywująco, choć też nie jest to poziom, który stawiałbym ekipę z kraju klonowego liścia w gronie elity tego typu grania. Potraktuję to EP jako półprodukt i chęć eksperymentu, ale nie ukrywam, że wyraźny niedobór pomysłów nie napawa mnie optymizmem przed kolejnymi nagraniami sygnowanymi logiem grupy.
Harlequin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz