środa, 2 października 2024

Recenzja Defiled „Horror Beyond Horror”

 

Defiled

„Horror Beyond Horror”

Season of Mist 2024

O, tych herbatników też już dawno nie słuchałem, a widzę, że nasrali płyt od „Divination” (ostatni album zespołu z którym kiedyś się spotkałem) co niemiara. No cóż, nigdy to nie był band jakoś specjalnie wybitny, i „Horror Beyond Horror” tego stanu rzeczy nie zmieni. Można powiedzieć, że u Kitajców wszystko po staremu. Młócą sobie ten swój death metal na średnim światowym poziomie. Chwilami nieco siłowy, oparty na raczej nieskomplikowanych akordach, gdzie indziej wchodzący w zagrywki bardziej melodyjne, mogące przywodzić na myśl, na przykład, Dark Tranquillity. Bywają też momenty wkraczające bardziej w strefę hard core albo nawet pod Crowbar. Można powiedzieć, że kombinuja chłopaki i starają się, by ich kompozycje nie były jednowymiarowe. Z tym że, czy ja wiem, czy to się wszystko do siebie klei? Trochę brzmi to jak pomysły ze źródeł wielu wrzucone, albo upchnięte na siłę butem, w bęben betoniarki. No taki „Syndicate” dla przykładu, Najpierw mamy totalną, niemal grindową napierdalankę, przerywaną znienacka motywem do poskakania w krótkich spodenkach, następnie melodeathmetalowe wejście, trochę d-beatu  i… jedziemy schemat od początku. Nie będę ukrywał, że takie szastanie czym ślina na język przyniesie trochę mnie męczy i przy drugim podejściu już mocno musiałem się powstrzymywać, żeby nie wyłączyć płyty przed jej zakończeniem. Ponadto wyjątkowo wkurwiający jest na tych nagraniach wokal, bardzo w stylu hardcorowego growlowania, wypluwający frazy z manierą pijanego fana, naśladującego idoli pod klubem. Zdaje mi się zatem, że kompletnie nic nie straciłem odpuszczając poprzednie wydawnictwa Defiled, i na pewno nie stanie mi się krzywda, jeśli o najnowszym jak najszybciej zapomnę. Pewnie fani zespołu będą zadowoleni, ale ja takim nigdy nie byłem, i już raczej nigdy nie będę. Nic tu po mnie…

- jesusatan

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz