Black Curse
“Burning in Celestial
Poison”
Sepulchral Voice Rec. 2024
Wydany cztery lata temu „Endless Wound”, debiutancki
krążek Black Curse, był dla mnie jednym z najlepszych debiutów roku
dwudziestego. Zresztą wracałem do niego regularnie, delektując się nim za
każdym razem tak samo, jak przy pierwszym podejściu. Nic zatem dziwnego, że na
nowe wydawnictwo Amerykanów rzuciłem się niczym wyposzczony wilk na ogoloną
owieczkę. „Burning in Celestial Poison” to trzy kwadranse muzyki utrzymanej w
klimacie śmierć metalowym. I można podsumować ten materiał bardzo krótko. Samo
gęste. Jeśli za pierwszym podejściem panowie dorzucili do kotła sporo
treściwego składnika, to w tym przypadku jeszcze dodatkowo pozwolili
upichconemu daniu dłużej odparować. Pięć kompozycji zawartych na tym albumie to
istna burza ołowiu i bomb wulkanicznych. Skomasowanie dźwięków osiąga tutaj
niejednokrotnie poziom bliski maksimum. Atakujące ze wszystkich stron gitarowe
harmonie przekrzykują się jakby walczyły ze sobą żywioły, masakrując swoją
intensywnością i bezlitośnie przyduszając w nielicznych partiach wolniejszych.
Przez większość czasu akcja toczy się jednak na przyspieszonych obrotach,
niejednokrotnie wpadając nawet w Blasphemopodobny wir, podkreślony jeszcze
wyraźniej dziką solówką. Gdzie indziej, przy akompaniamencie dudniącej głęboko
i intensywnie perkusji, można niemal poczuć na własnej skórze spadający z nieba
gruz, a wówczas nie bez kozery zdają się nawet skojarzenia z Teitanblood czy Omegavortex. Siła z jaką Black Curse starają się zetrzeć z powierzchni ziemi
wszystko co w ich zasięgu jest dzika, chwilami chaotyczna, nieokiełzana, a
zarazem ponadnaturalnie ułożona w jedną, spójną monumentalną bryłę. Nie ma w
tych kompozycjach chwili na odpoczynek, bo nawet jeśli wspomniane gradobicie na
chwilę odpuszcza, to gęstość powietrza nie pozwala na złapanie oddechu.
Chorobliwości tej muzyce dodają wściekłe, zwierzęce wokale, raz rzygające lawą
prosto w twarz, by chwilę później przemówić gdzieś zza naszych pleców,
powodując konsternację i zagubienie. Wręcz idealnie został ten materiał także
wyprodukowany. Wszystko brzmi tutaj nad wyraz organicznie, brudno i spójnie,
nie pozwalając przeoczyć gdzieś tam w ścianie dźwięku żadnych detali. „Burning
in Celestial Poison” to prawdziwy potwór, wcielone zło i obraz wszelkich
koszmarów. Jednocześnie zdecydowany kandydat do ścisłej czołówki płyt wydanych
w bieżącym roku. No to czy ja muszę jeszcze cokolwiek dodawać? Sztos!
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz