wtorek, 8 października 2024

Recenzja Svartelder „Trenches”

 

Svartelder

„Trenches”

Soulseller Records 2024

Dwa miesiące temu, a po pięciu latach milczenia ze swoją trzecią płytą powrócił Svartelder. Ten norweski zespół chyba nie jest zbytnio znany, choć jego skład mógłby wskazywać na coś przeciwnego. Niemniej jednak ten pochodzący z Bergen tercet zdążył już ugruntować swoją pozycję na tamtejszej scenie, co w sumie nie powinno dziwić, gdyż ich podejście do black metalu jest dość szczególne. Od samego początku swojej działalności Svartelder łączy w swoich kompozycjach klasyczne ujęcie tego gatunku z tym nieco nowocześniejszym. Robiąc to z niesamowitym wyczuciem nie bezczeszczą go, lecz urozmaicają i nadają mu niezwykłego wydźwięku. Na najnowszym albumie kontynuują oni drogę, zagęszczając brzmienie i tym samym przydymiają nieco już i tak gęstą atmosferę swojej twórczości. Muzyka Norwegów kojarzy mi się z takimi kapelami jak Tulus bądź Khold, ponieważ ciężkość i zwartość riffów oraz stonowane i upiorne melodie noszą w sobie spory pierwiastek tych krajanów Svartelder. Jednakże trio z miasta Varga między tremolo i pozostałe akordy wplata sporo falujących i momentami wręcz ulotnych zagrywek, tkając w ten sposób bujny klimat, który przytłacza i zarazem przeraża. Na „Trenches” panowie stawiają na spokojne tempo, wyraźnie rezygnując z dzikich przyspieszeń, które częściej można spotkać podczas obcowaniaz poprzednimi produkcjami. Stosując senne i pełne tajemniczości kostkowanie wraz z delikatnie modernistycznym dla niego tłem, uzyskali niesamowicie koszmarną nastrojowość niczym z mrocznych opowieści Tim’a Burton’a. Ich upiorny i zamglony obraz muzyczny przepysznie podkreślają wijące się beczki i dryfujące linie basu, zaś nienaganne i pełne emocji wokale to wisienka na torcie, dzięki której smak tego wydawnictwa jest kompletny w stu procentach. Svartelder w stosunku do „Pyres” i „Pits” bez wątpienia mocno ewoluował. Bazując na tradycyjnych i charakterystycznych dla Norwegii wzorcach, a także nie bojąc się współczesnych rozwiązań, stworzył własny styl, który pomimo apatycznego usposobienia uderza z pełną siłą, uruchamiając odpowiednie dla black metalu emocje. Enigmatyczna, upiorna i chwilami również agresywna muzyka, która także swoją dusznością skręca w doomowe rejony. Fanom Bergeńczyków i jeszcze ich nie znającym polecam gorąco.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz