Svartelder
„Trenches”
Soulseller
Records 2024
Dwa
miesiące temu, a po pięciu latach milczenia ze swoją trzecią płytą powrócił
Svartelder. Ten norweski zespół chyba nie jest zbytnio znany, choć jego skład
mógłby wskazywać na coś przeciwnego. Niemniej jednak ten pochodzący z Bergen
tercet zdążył już ugruntować swoją pozycję na tamtejszej scenie, co w sumie nie
powinno dziwić, gdyż ich podejście do black metalu jest dość szczególne. Od
samego początku swojej działalności Svartelder łączy w swoich kompozycjach
klasyczne ujęcie tego gatunku z tym nieco nowocześniejszym. Robiąc to z
niesamowitym wyczuciem nie bezczeszczą go, lecz urozmaicają i nadają mu
niezwykłego wydźwięku. Na najnowszym albumie kontynuują oni drogę, zagęszczając
brzmienie i tym samym przydymiają nieco już i tak gęstą atmosferę swojej
twórczości. Muzyka Norwegów kojarzy mi się z takimi kapelami jak Tulus bądź
Khold, ponieważ ciężkość i zwartość riffów oraz stonowane i upiorne melodie
noszą w sobie spory pierwiastek tych krajanów Svartelder. Jednakże trio z
miasta Varga między tremolo i pozostałe akordy wplata sporo falujących i
momentami wręcz ulotnych zagrywek, tkając w ten sposób bujny klimat, który
przytłacza i zarazem przeraża. Na „Trenches” panowie stawiają na spokojne
tempo, wyraźnie rezygnując z dzikich przyspieszeń, które częściej można spotkać
podczas obcowaniaz poprzednimi produkcjami. Stosując senne i pełne
tajemniczości kostkowanie wraz z delikatnie modernistycznym dla niego tłem,
uzyskali niesamowicie koszmarną nastrojowość niczym z mrocznych opowieści Tim’a
Burton’a. Ich upiorny i zamglony obraz muzyczny przepysznie podkreślają wijące
się beczki i dryfujące linie basu, zaś nienaganne i pełne emocji wokale to
wisienka na torcie, dzięki której smak tego wydawnictwa jest kompletny w stu
procentach. Svartelder w stosunku do „Pyres” i „Pits” bez wątpienia mocno
ewoluował. Bazując na tradycyjnych i charakterystycznych dla Norwegii wzorcach,
a także nie bojąc się współczesnych rozwiązań, stworzył własny styl, który pomimo
apatycznego usposobienia uderza z pełną siłą, uruchamiając odpowiednie dla
black metalu emocje. Enigmatyczna, upiorna i chwilami również agresywna muzyka,
która także swoją dusznością skręca w doomowe rejony. Fanom Bergeńczyków i
jeszcze ich nie znającym polecam gorąco.
shub
niggurath
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz