Abhorration
„Demonlatry”
Invictus
Prod. 2024
Już widzę te nagłówki, gdyby ten album ukazał się na
początku lat dziewięćdziesiątych. „Norweska odpowiedź na Morbid Angel!”, czy
coś w tym stylu. Wtedy takie hasła reklamowe były na porządku dziennym. Dziś,
zbyt wiele czasu upłynęło, by za pomocą podobnych sloganów firmować nowe
zespoły, tym bardziej, że akurat tych spadkobierców Treya i ekipy było po
drodze co niemiara. Mi jednak kolejny w żadnym stopniu nie przeszkadza, a za
tokowego bez wątpienia można uznać pochodzący z Oslo Abhorration. Chłopaki
(żadne zresztą żółtodzioby, bo znamy ich doskonale z Nekromantheion,
Obliteration, Purple Hill Witch czy, młodszego, Hekatomb) wysmażyli nam
trzydzieści sześć minut muzyki opartej na zakwasie z „Altars of Madness”.
Doprawili to jednak na swój własny sposób i wyszło im z tego danie wyborne. Jak
rzekłem, podstawą muzyki Abhorration jest styl pionierów death metalu zza
oceanu. Nie sposób nie zauważyć prostolinijnych nawiązań do wczesnych nagrań
Chorego Anioła, przewijających się w sposobie riffowania, aranżacji oraz, jakże
charakterystycznych, partiach solowych. Ba, nawet sposób artykułowania
poszczególnych fraz przez wokalistę bardzo mocno nawiązuje do śpiewu Vincenta,
że o stukaniu w garnki przez pałkera nie wspomnę. Bezwzględnie czuć tu starego
ducha z bagiennego obszaru Florydy (niektóre cytaty są wręcz dosłowne, jak
choćby w „Ai Apaec”), jednak jego obecność nie jest wyłącznie jednoosobowa.
Chwilami da się bowiem zauważyć lekkie nawiązania do innych mistrzów z
półwyspu, czyli Deicide. Tych bardziej brutalnych, uderzających prosto w twarz
fragmentów jest co prawda zdecydowanie mniej, co jednak nie oznacza, że nie ma
ich wcale. A żeby nie było, że panowie wyłącznie odwzorowują znane i lubiane
patenty, to i wrzucili na płycie kilka pomysłów wymykających się jednoznacznym
porównaniom, jak choćby chyba najbardziej
autorski „The Grace of Immolation”. Co jednak stanowi o sile przekazu
Abhorration, to bezwzględnie mnogość riffów. Nie ma na tej płycie nudnych
zapychaczy, jest za to sto procent staroszkolnego death metalu w death metalu.
Wyśmienicie słucha się tego krążka, a naturalnym odruchem jest wciśnięcie
przycisku „play” zaraz po tym, jak płyta się kończy. Żebyśmy się źle nie
zrozumieli. Debiut Abhorration absolutnie pod żadnym wzglądem nie pisze nowej
historii. On ją jedynie kaligrafuje, przekazuje potomnym, niczym swego czasu
tybetańscy mnisi. Będąc wielkim fanem wspomnianych w tekście zespołów, niczego
innego do szczęścia mi nie trzeba. Bo jeśli formuła nadal się sprawdza, to po co udziwniać? Pełna satysfakcja gwarantowana.
-
jesusatan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz