wtorek, 15 października 2024

Recenzja 1349 „The Wolf And The King”

 

1349

„The Wolf And The King”

Season Of Mist 2024

Norwescy przedstawiciele (choć nie jedyni) mainstreamowego black metalu powrócili z ósmym albumem. Nigdy jakoś nie leżały mi ich płyty, gdyż były zbytnio wygładzone i typowe dla tego ujęcia. Melodie 1349 oraz te precyzyjnie zmiksowane ze sobą instrumenty zawsze odbierałem jako swoisty pop-black metal, który ma za zadanie trafić pod strzechy wszystkich współczesnych entuzjastów tego gatunku, nie lubiących zbyt obmierzłych dźwięków. Dlatego też już dawno przestałem śledzić poczynania tego kwartetu, który swym estradowym blekiem zupełnie nie trafiał w mój gust, a ich niby zimne i okrutne aranżacje, będące jawnie natrętnymi umizgami powodowały jedynie zażenowanie. Co zatem ma począć taki niereformowalny (jeżeli chodzi o black metal) gość jak ja, kiedy w skrzynce widzi najnowszy krążek od 1349. No przesłuchałem i stwierdzić muszę, że na „The Wolf And The King” jest całkiem spoko. Cały czas jest to współczesny i krystalicznie wyprodukowany bleczur, który swymi chwytliwościami i starannie przemyślanymi kawałkami, w których każda zagrywka ma swoje miejsce i znaczenie, gra na powierzchownych emocjach. Jednakże już od początku swym średnim i wolnym tempem potrafi przyciągnąć do siebie uwagę, a to już coś. Dwa pierwsze utwory, „The God Devourer” i „Ash Of Ages” zadziwiają swoją miarową agogiką, gniotąc i w efekcie miażdżąc niczym Khold. Suną one dostojnie, zapodając mocne i powolne riffy, którym towarzyszą nienawistne recytacje cedzone przez zęby przez wokalistę. Dalej jest już normalniej. Panowie trochę przyspieszają, wplatając w między żwawe kostkowanie trochę epickich melodii, jak na black metal sporo solówek i znaczącą liczbę wojennych akordów. Kilka piskliwych, lecz nieprzypadkowych muśnięć strun, które zaostrzają klimat i parę chłodnych tremolo też uświadczysz. Wszystko doprawione ciekawą grą na perkusji Frost’a i chrapliwymi warkotami Ravn’a. Osobiście, mając chęć na norweski black metal raczej nie sięgnąłbym po 1349, ale i tak wolę banalność rzępolenia tej czwórki od pajacowania Dimmu Borgir.

shub niggurath

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz